Co by się stało w raju, gdyby ci, którzy dostali się tam pierwsi, wprowadzili prywatną własność i rozparcelowali pomiędzy siebie niebo, tak jak my rozparcelowaliśmy powierzchnię ziemi?
– Henry George
Człowiek nie zrobił ziemi, a zatem, choć ma przyrodzone prawo do jej zajmowania, nie miał prawa uznawać jakiejkolwiek jej części za swą własność po wieczne czasy; także i Stwórca nie otworzył biura ziemskiego, które by wydawało pierwsze akty własności.
– Thomas Paine
Chęć posiadania
Żyliśmy w Epoce Rozdzielenia. Nasze więzi ze społecznością, z przyrodą i miejscem rozpływały się kolejno, pozostawiając nas w obcym świecie. Utrata tych więzi jest czymś więcej, niż tylko zmniejszeniem naszego bogactwa, to redukcja samej naszej istoty. Zubożenie, które odczuwamy, odcięci od społeczności i od natury, jest zubożeniem naszych dusz. Jest tak dlatego, że wbrew założeniom ekonomii, biologii, filozofii politycznej, psychologii oraz instytucjonalnej religii, w gruncie rzeczy nie jesteśmy odrębnymi istotami, które łączą relacje. My jesteśmy relacjami.
Usłyszałem kiedyś, jak Martín Prechtel, opowiadając o swojej wiosce w Gwatemali, wyjaśnia: – Gdybyś w mojej wiosce poszedł do szamana z chorym dzieckiem, nigdy byś nie powiedział, “Ja jestem zdrowy, ale moje dziecko choruje”. Powiedziałbyś, “Moja rodzina jest chora”. Albo, gdyby chodziło o sąsiada, mógłbyś powiedzieć, “Moja wioska choruje.”
Bez wątpienia, w takim społeczeństwie równie niewyobrażalne byłoby stwierdzenie, “Ja jestem zdrowy, ale las choruje.” Pomyśleć, że ktoś może być zdrowy, kiedy jego rodzina, wioska, albo nawet ziemia, woda czy planeta nie jest, byłoby równie absurdalne, jak stwierdzenie “Mam śmiertelną chorobę wątroby, ale to tylko wątroba, ja jestem zdrowy!” Tak, jak moje poczucie własnego ja obejmuje moją wątrobę, w ich przypadku jego częścią jest ich otoczenie, ludzkie i przyrodnicze.
Natomiast współczesna jaźń jest odrębnym przedmiotem we wszechświecie, który jest Inny. Własne ja to Człowiek Ekonomiczny Adama Smitha, to ucieleśniona dusza, znana z religii, to samolubny gen z biologii. To podłoże zbiegających się kryzysów naszych czasów. Wszystkie one są wariacjami na temat oddzielenia – oddzielenia od przyrody, od społeczności, od utraconych części nas samych. To podłoże tych wszystkich czynników, które zwykle obwiniamy o postępującą destrukcję środowiska i systemów politycznych, takich jak ludzka chciwość lub kapitalizm. Nasze poczucie własnego ja przekonuje, iż “więcej dla mnie, to mniej dla ciebie”, toteż mamy system pieniężny oparty na odsetkach i ucieleśniający właśnie tę zasadę. W starszych społeczeństwach, opartych na darach, prawdą było coś odwrotnego.
Pragnienie posiadania rośnie jako naturalna reakcja na alienującą ideologię, która przerywa odczuwane związki i pozostawia nas we wszechświecie samotnymi. Kiedy odłączymy świat od własnego ja, ta maleńka, samotna tożsamość, która pozostaje, odczuwa nienasyconą potrzebę przypisania sobie możliwie największej części utraconego istnienia. Jeżeli cały świat, całe życie i ziemia nie jest już mną, to mogę przynajmniej szukać rekompensaty czyniąc to moim. Inne odrębne jaźnie robią to samo, więc żyjemy w świecie rywalizacji i wszechobecnego niepokoju. Jest on wbudowany w nasze samookreślenie się. To deficyt własnego ja, deficyt duszy, w którym się rodzimy.
Tkwiąc w logice stawiającej na pierwszym miejscu “ja” i “moje”, usiłujemy odzyskać maleńką część naszego utraconego bogactwa poprzez rozszerzanie i ochronę odrębnej jaźni oraz jej przedłużenia – pieniędzy i własności. Ci, którym brak ekonomicznych środków do rozdymania własnego ja, często rozdymają swoją fizyczną jaźń, co jest jedną z przyczyn tego, że otyłość w niewspółmiernie wysokim stopniu dotyka biedaków. Uzależnienie od zakupów, od pieniędzy i od zdobywania wypływa z tego samego podstawowego źródła, co uzależnienie od jedzenia – w obu przypadkach przyczyną jest samotność, zwyczajny ból istnienia, odcięcia od większości tego, czym jesteśmy.
Spoglądając na kopalnie odkrywkowe oraz wyręby, na strefy śmierci i ludobójstwa, na zdewaluowaną kulturę konsumencką, pytamy: Skąd się wzięła ta monstrualna maszyna, która pożera piękno i wypluwa pieniądze? Odrębna, wydzielona jaźń, obserwująca wszechświat, który jest w gruncie rzeczy Inny, w naturalny sposób traktuje świat przyrodniczy i ludzki instrumentalnie, jako stos przypadkowych rzeczy. Reszta świata zasadniczo nie jest własnym ja.i Dlaczego mielibyśmy się o nią troszczyć ponad naszą przewidywalną korzyść? Właśnie to wyartykułował Kartezjusz, pionierski wyraziciel współczesnego rozumienia własnego ja, podobnie jak dążności do zostania “panami i posiadaczami” natury. Jak sugeruje to drugie słowo, idea własności w naturalny sposób towarzyszy odrębnej jaźni.
Nasz sztywny, wąski podział JA/RESZTA ŚWIATA zbliża się do końca, będąc ofiarą swych własnych przesłanek. Jak nauczali mistycy, odrębna jaźń może być utrzymywana tylko tymczasowo i ogromnym kosztem. A my utrzymywaliśmy ją długo i zbudowaliśmy na niej cywilizację, która dąży do podboju przyrody i ludzkiej natury. Obecny zbieg kryzysów obnażył daremność tego celu. Zapowiada on koniec cywilizacji, jaką znamy, i nastanie nowego stanu ludzkiego bytowania, charakteryzującego się bardziej płynnym, szerzej pojmowanym poczuciem własnego ja.
Jedna z teorii pochodzenia własności wiąże ją z pojęciem niezależności, albo suwerenności, które wyłoniło się powoli z naszej plemiennej przeszłości. Charles Avila przedstawia tę logikę następująco: “Skoro należę sam do siebie i moja siła robocza należy do mnie, to to, co zrobię, jest moje.”ii I oto mamy ideologiczny warunek wstępny wszelkiej koncepcji własności – “należę sam do siebie” – który bynajmniej nie jest powszechnie uznawany w ludzkich społeczeństwach. W innych zbiorowościach pierwszeństwo nad koncepcją indywidualnej jaźni może mieć klan, plemię, wioska, a nawet wspólnota wszelkiego życia, i w takim przypadku twoja siła robocza nie należy do ciebie, tylko do czegoś większego.iii Toteż instytucja własności nie jest źródłem naszych obecnych bolączek, tylko objawem naszego oderwania oraz izolacji. Dlatego ta książka nie dąży do zniesienia własności (bowiem byłoby to zajmowanie się sypmtomem, nie zaś przyczyną), tylko do przekształcenia jej w ramach szerszej transformacji ludzkiego bytowania.
Inni myśliciele, zwłaszcza Wilhelm Reich i Genevieve Vaughan, łączą powstanie własności z pojawieniem się męskiej dominacji i społeczeństwa patriarchalnego.iv Choć uważam, że w tym rozumowaniu tkwi sporo prawdy, postanowiłem nie zajmować się tutaj seksualnym wymiarem pieniądza i własności. To temat zasługujący na odrębne opracowanie. Każda instytucja naszej Epoki Rozdzielenia jest powiązana z wszystkimi innymi. Alienacja od przyrody, ciała i żeńskiej świętości jest odbiciem odsunięcia się od świata podsuwanego przez własność, czyniącego rzeczy ruchomymi przedmiotami handlu.
Potrzeba posiadania maleje w miarę jak rośnie nasze poczucie pokrewieństwa i wdzięczności, w miarę jak uświadamiamy sobie, że nasza siła robocza nie należy do nas, a to, co robimy, nie jest do końca nasze. Czyż moja zdolność do wykonywania pracy i samo moje życie nie jest również darem? Uświadomiwszy to sobie, pragniemy dawać nasze dzieła wszystkim tym, którzy przyczynili się do naszego istnienia, ofiarowali nam dar życia.
Niektórzy filozofowie socjalistyczni przekształcili to pragnienie, płynące z wdzięczności, w obowiązek i w uzasadnienie wywłaszczania indywidualnej pracy przez państwo. Mamy “dług wobec społeczeństwa”, a państwo staje się egzekutorem tego długu. W mniej ekstremalnej formie uzasadnia to podatek dochodowy – również będący ekspropriacją pracy człowieka. W obu przypadkach jesteśmy zmuszani siłą do dawania. Czy potrafimy miast tego stworzyć system ekonomiczny, który uwalnia, sławi i nagradza wrodzoną chęć dawania? Właśnie to opisuje ta książka: system, który nagradza przepływ, a nie gromadzenie, tworzenie, a nie posiadanie, to, że ktoś daje, a nie to, że ma.
Pierwotna kradzież
Suwerenność jednostki była tylko pierwszym krokiem w stronę współczesnej koncepcji własności, gdyż większość rzeczy na tej ziemi nie istnieje poprzez czyjąś pracę. Zgodnie z logiką “to, co zrobię, jest moje”, wszystko, co istniało niezależnie od ludzkiego wysiłku, nie mogło należeć do nikogo. Roszczenie sobie prawa do posiadania którejś z tych rzeczy – ziemi, rzeki, zwierząt, drzew – byłoby równoznaczne z kradzieżą, tak jak ja staję się złodziejem, kiedy przejmuję własność czegoś, co jest twoim dziełem.
Z uświadomienia sobie tego faktu narodził się wybitny nurt myśli ekonomicznej, którego najsłynniejszymi propagatorami byli P. D. Proudhon, Karol Marx, Henry George i Silvio Gesell. “Własność to kradzież” ogłosił Proudhon – wywodząc pochodzenie każdej własności poprzez szereg “legalnych” transferów, trafiamy w końcu na pierwszego posiadacza, kogoś, kto to sobie po prostu przywłaszczył, kto sprawił, że przestało to być “nasze”, albo “boże”, i stało się “moje”. Zazwyczaj dokonywano tego siłą, jak choćby w przypadku zajęcia ogromnych terenów Ameryki Północnej w ciągu trzech ostatnich wieków. Ta historia rozgrywała się przez tysiąclecia, w różnych formach, na całym świecie. W końcu przed czasami rzymskimi nie było czegoś takiego, jak akt własności. Ziemia była jak powietrze i woda, nie można jej było posiadać. Zatem pierwsi właściciele nie mogli jej uzyskać zgodnie z prawem. Musieli ją sobie wziąć.
Często się mówi, że posiadanie ziemi jest naturalnym następstwem rolnictwa. Podczas gdy łowca-zbieracz niewiele inwestował w swoją ziemię, rolnik wkładał w nią pracę, żeby była bardziej wydajna (to znaczy dawała ludziom więcej żywności). Dla rolnika byłoby w oczywisty sposób niesprawiedliwe, gdyby trudził się przez cały rok tylko po to, żeby w porze żniw przyszli “zbieracze” i zjedli jego plony. Prywatna własność ma dawać ludziom motywację do ulepszania ziemi. Ale czy nie byłoby bardziej sprawiedliwe, gdyby istniał jakiś sposób na posiadanie tych ulepszeń, a nie samej ziemi?
Pierwotnie prawa do gruntu były nieomal zawsze wspólne, należne wiosce lub plemieniu, a nie jednostce. W wielkich cywilizacjach rolniczych, takich jak Egipt, Mezopotamia albo Chiny za rządów dynastii Zhou, koncepcja prywatnej własności ziemskiej w zasadzie nie istniała. Cała ziemia należała do króla, a ponieważ król był ziemskim reprezentantem tego, co boskie, cała ziemia była własnością Boga.
Istnieje ogromna przepaść pojęciowa między posiadaniem prawa do owoców czyjejś pracy włożonej w ziemię, a posiadaniem samej ziemi. Na Zachodzie koncepcja pełnego posiadania ziemi powstała, jak się wydaje, w Rzymie, być może na podłożu greckiej koncepcji jednostki. To właśnie Rzymianie jako pierwsi objęli ziemię czymś, co nazywali dominium. Było to “najwyższe prawo, nie mające za sobą żadnego prawa, prawo uzasadniające wszelkie inne prawa, a zarazem samo nie wymagające uzasadnienia (…) prawo ‘używania, czerpania pożytków i nadużywania’ – ius utendi, fruendi, abutendi.”v
Na Wschodzie jawne posiadanie ziemi rozpoczęło się poniekąd wcześniej, przynajmniej w teorii. W Chinach sięga ono co najmniej panowania Shang Yanga, w czwartym wieku p.n.e., a być może wcześniej, choć nawet wtedy okres poprzedzający własność ziemską był przedmiotem historycznej pamięci, o czym świadczą konfucjańskie stwierdzenia o tym, że w “dawnych czasach” sprzedaż ziemi była czymś niestosownym.vi Także i Indie prawdopodobnie znały prywatną własność ziemską już około szóstego wieku p.n.e., choć dowody na to są niejednoznaczne.vii W każdym razie ogromna większość ziemi w Indiach była własnością komunalną aż do czasów brytyjskiego panowania.viii
W średniowiecznej Europie gros ziemi znajdowało się w posiadaniu wspólnot lub panów feudalnych, którzy jednak nie byli “właścicielami” tych terenów w pełnym współczesnym rozumieniu, jako towaru, który można swobodnie kupować i sprzedawać. Posiadali pewne prawa do ziemi i mogli je przenosić na swych wasali w zamian za rozmaite usługi, udział w zbiorach, a w końcu za pieniądze. W Anglii swobodne zbywanie praw do ziemi nie było generalnie możliwe aż do piętnastego wieku.ix Później ogromne angielskie tereny komunalne stały się gwałtownie własnością prywatną, dzięki Prawom Grodzenia (Enclosure Acts). Podobne procesy zachodziły na całym kontynencie, na przykład poprzez “wyzwolenie” chłopów. Lewis Hyde pisze:
Podczas gdy wcześniej człowiek mógł łowić ryby w każdym strumieniu i polować w każdym lesie, teraz stwierdził, że pewne jednostki uważają się za właścicieli tych wspólnych terenów. Podstawa tytułu prawnego do ziemi uległa zmianie. Średniowieczny chłop pańszczyźniany był nieomal przeciwieństwem ziemianina – to ziemia posiadała jego. Nie mógł się przenosić swobodnie z miejsca na miejsce, a jednak miał niezbywalne prawa do kawałka ziemi, na którym był osadzony. Teraz pewni ludzie twierdzili, że są właścicielami tej ziemi i proponowali mu jej dzierżawę za opłatą. Podczas gdy chłopa nie można było usunąć z jego ziemi, dzierżawca mógł zostać eksmitowany nie tylko za to, że nie zapłacił czynszu, ale z powodu zwyczajnego kaprysu posiadacza.x
Podobnie jak w przypadku wielu reform społecznych, uwolnienie chłopów było kolejnym krokiem w stronę konsolidacji ekonomicznej i politycznej władzy w rękach tych, którzy i tak już byli potężni. W ten lub inny sposób doprowadzano do tego, że ludzie, którzy od pokoleń swobodnie wypasali swoje stada, zbierali drewno na opał i polowali na okolicznych terenach, nie mogli tego dłużej robić.xi Te ziemie były wspólne, należały do wszystkich i do nikogo. Później już na zawsze stały się własnością.
Jeżeli własność jest kradzieżą, to system prawny nastawiony na ochronę prywatnej własności utrwala przestępczość. Czyniąc własność czymś świętym, uprawomocniamy pierwotną kradzież. Nie powinno nas za bardzo dziwić, gdyby prawa były ustanawiane przez samych złodziei, pragnących zalegalizować swe nieuczciwie osiągnięte korzyści. I tak rzeczywiście było – zarówno w Rzymie, jak i gdzie indziej, to właśnie bogaci i możni zarówno zajmowali ziemię, jak i stanowili prawo.
Aby czytelnik nie pomyślał, że rozpoczynam marksistowską diatrybę, pozwolę sobie dodać, że nie opowiadam się za zniesieniem prywatnej własności. Po pierwsze, samo pojęcie zniesienia łączy się z gwałtowną, irytującą przemianą, narzucaną siłą ludziom, którzy jej nie chcą. Po drugie, prywatna własność jest tylko objawem głębszej dolegliwości (Oddzielenia) i jeśli zajmiemy się tym symptomem od strony oddzielenia, podboju, przezwyciężania zła, skończymy z tymi samymi niegodziwościami w inny sposób. I wreszcie, nawet na poziomie ekonomicznym, problemem nie jest prywatna własność jako taka, tylko niesprawiedliwe pożytki z jej posiadania. Nawet jeżeli jest niewłaściwe, żeby ktoś korzystał ze zwykłego posiadania czegoś, co kiedyś było wspólne, jeśli zasoby trafiają do tych, którzy używają ich najlepiej, korzystają na tym wszyscy. To dotyczy terenu, gleby, minerałów, warstw wodonośnych i zdolności atmosfery do wchłaniania odpadów. Potrzebujemy systemu ekonomicznego, który odrzuca zysk wynikający z posiadania, ale nagradza duch przedsiębiorczości, który mówi: “Znam sposób na to, by wykorzystać to lepiej”, i daje temu duchowi wolną rękę. Systemy marksistowskie nie tylko eliminują zysk z wyłącznej kontroli skąpych zasobów kapitałowych, ale także wykluczają zysk z ich efektywnego wykorzystania. Rezultatem jest niewydolność i stagnacja. Czy możemy wynagradzać tych, którzy najlepiej wykorzystują zasoby bez nagradzania samego faktu posiadania? Ta książka opisuje system pieniężny, który zachowuje swobodę prywatnej własności, nie pozwalając jej posiadaczom na osiąganie niesprawiedliwych pożytków.
Gdziekolwiek i kiedykolwiek do niej doszło, prywatyzacja ziemi szybko prowadziła do koncentracji własności. W początkach starożytnego Rzymu ziemia była własnością wspólną, a nie osobistą, z wyjątkiem małych, przyzagrodowych działek. “Ziemia zbożowa była publiczna.”xii W miarę jak Rzym rozrastał się dzięki podbojom, nowe ziemie nie pozostawały “publiczne” zbyt długo, tylko szybko trafiały w ręce najbogatszych rodzin – klasy patrycjuszowskiej – ustanawiając normę na wiele następnych stuleci. Posiadłości patrycjuszów rosły też kosztem pierwotnych działek plebejskich, których właściciele byli często powoływani do służby w legionach. Zresztą te małe gospodarstwa i tak nie były w stanie konkurować gospodarczo z tanią pracą niewolniczą w patrycjuszowskich latyfundiach. Akumulowały długi, których nie sposób było spłacić, a ponieważ ziemia stała się zbywalnym towarem, drobni posiadacze byli wypierani ze swych gospodarstw i mogli jedynie zostać żebrakami, bandytami albo, jeżeli mieli szczęście, żyjącymi w miastach rzemieślnikami.
Kiedy losy imperium się odwróciły i napływ niewolników ustał, wielu wielkich właścicieli ziemskich powierzało uprawę swoich pól dzierżawcom, zwanym kolonami. Związani długami, ci rolnicy przeistoczyli się w końcu w średniowiecznych chłopów pańszczyźnianych. Pomyślcie o tym w ten sposób: jeżeli jesteś mi winien niespłacalną kwotę, to musisz zapłacić przynajmniej tyle, ile możesz. Dochody z twojej pracy już na zawsze będą należeć do mnie. Jakie to podobne do amerykańskich praw o bankructwie, ogłoszonych w ustawie z 2005 roku, która zmusza osobę bankrutującą do przekazywania części przyszłych dochodów wierzycielom.xiii Jak bardzo przypomina to również położenie krajów Trzeciego Świata, które muszą restrukturyzować swoje gospodarki i przeznaczać całe swoje nadwyżki ekonomiczne na obsługę długu. To współczesne odmiany pańszczyzny, ci ludzie i państwa muszą pracować dla właścicieli pieniędzy, tak jak chłopi pracowali na właścicieli ziemi. Taki stan jest zwany “peonażem dłużnym”.
Podobieństwo między starożytnym Rzymem i współczesnością jest uderzające. Dziś, podobnie jak wtedy, bogactwo w coraz większym stopniu trafia do rąk nielicznych. Jak wtedy, tak i dziś, ludzie muszą zaciągać długi, których nigdy nie będą w stanie spłacić, tylko po to, żeby uzyskać artykuły niezbędne do życia. Wtedy odbywało się to poprzez dostęp do ziemi, obecnie poprzez dostęp do pieniędzy. Niewolnicy, chłopi pańszczyźniani i dzierżawcy oddawali pracę całego życia, aby bogacić posiadaczy ziemskich, dziś dochody z naszej pracy trafiają do posiadaczy pieniędzy.
W historii radykalnej myśli, uświadomieniu, że własność jest kradzieżą, towarzyszyła zazwyczaj wściekłość i pragnienie zemsty na złodziejach. Jednak sprawy nie są takie proste. Właściciele bogactwa, czy to odziedziczonego, czy nie, mają do odegrania role stworzone i uczynione niezbędnymi przez wielkie historie naszej cywilizacji. A historie te zmuszają nas do zamieniania świata we własność i w pieniądze, bez względu na to czy robimy to świadomie, czy nie.
Nie marnujmy naszej energii psychicznej na nienawiść do bogatych, ani nawet do pierwotnych grabieżców. Postawieni na ich miejscu, robilibyśmy to samo. Nie żywmy nienawiści, aby jeszcze bardziej nie przedłużać Epoki Rozdzielenia i aby, podobnie jak bolszewicy, nie wzniecić rewolucji, która będzie niewystarczająco głęboka, a poprzez to odtworzy stary porządek w innej, wypaczonej formie. A zarazem nie traćmy z pola widzenia charakteru i skutków nieświadomej zbrodni posiadania, abyśmy mogli przywrócić nasz świat do pierwotnego i wciąż ukrytego stanu obfitości.
Przejście od prawa posiadania do czerpania pełnej korzyści z własności ziemi było stopniowe, a jego końcem była praktyka sprzedawania gruntu za pieniądze. Pamiętajmy, że była to transformacja pojęciowa (ziemia nie przyznaje, że do kogokolwiek należy), zmiana ludzkiego sposobu postrzegania rzeczywistości. Posiadanie ziemi (a prawdę mówiąc, wszelkie formy własności) mówią więcej o naszym postrzeganiu świata, niż o naturze posiadanej rzeczy. Przejście od dawnych czasów, kiedy posiadanie ziemi było równie niewyobrażalne, jak posiadanie nieba, słońca i księżyca, do współczesności, kiedy nieomal każdy metr kwadratowy terenu jest przedmiotem takiej lub innej własności, jest tak naprawdę po prostu opowieścią o naszym zmieniającym się spojrzeniu na nas samych w relacji do wszechświata.
Tradycja Henry’ego George’a
Rozróżnienie pomiędzy prawem do korzystania, a pełną własnością, odzwierciedla prymitywny podział na to, co zostało wytworzone przez człowieka i na to, co już było; do dziś utrzymuje się to w podziale na “nieruchomości” i “ruchomości”, i jest podstawą tysięcy lat reformatorskiej myśli.
Skoro imperium rzymskie wypracowało legalne podstawy praw własności, takie jakie znamy dzisiaj, trudno się dziwić, że wydało także jednych z pierwszych krytyków własności. O tym, iż rzeczy na ziemi są dla wszystkich mówili szczególnie jasno dawni przywódcy Kościoła chrześcijańskiego, w trzecim i czwartym wieku. Ambroży pisał, “Zarówno bogaci, jak i biedni radują się wspaniałymi ornamentami wszechświata (…) Dom Boży jest wspólny dla bogatych i biednych”, oraz “Nasz Pan Bóg chciał, aby ta ziemia była we wspólnym posiadaniu wszystkich, a jej owoce żywiły każdego.”xiv Gdzie indziej pisze on, że prywatna własność:
…jest niezgodna z naturą, bowiem natura zrodziła wszystkie rzeczy, aby dla wszystkich były wspólne. Tak oto Bóg stworzył wszystko w taki sposób, żeby wszystkie rzeczy były posiadane wspólnie. Tedy natura jest matką wspólnego prawa, a uzurpacja zrodziła prawo prywatne.xv
Inni ojcowie chrześcijaństwa, zwłaszcza Jan Chryzostom, Augustyn, Bazyli Wielki i Klemens, przedstawiali podobne poglądy, zachęcając wiernych do traktowania nauk Jezusa w sposób całkiem dosłowny i oddawania całego majątku biednym. Ich filozofia nie była oderwana od życia. Wielu z tych myślicieli postąpiło właśnie w ten sposób. Ambroży, Bazyli i Augustyn byli ludźmi dość zamożnymi, zanim zostali duchownymi i rozdali cały swój dobytek.
Jednak pomimo nauczania swoich twórców, Kościół w końcu uzyskał pokaźne włości i sprzymierzył się z władzą cesarską. Nauki Jezusa stały się ideami nie z tego świata, których nie zalecano nikomu na poważnie, a Królestwo Boże zostało przeniesione z ziemi do nieba. Był to poważny krok w pojęciowym oddzieleniu ducha i materii. Krok, który przyczynił się do tego, że materializm, a zwłaszcza pieniądze, są dzisiaj czymś bluźnierczym. Jeszcze bardziej ironiczne jest to, że większość ludzi twierdzących, iż przestrzegają zasad chrześcijaństwa, przewróciła wszystko na lewą stronę i wiąże socjalizm z ateizmem, a prywatną własność z Bożą przychylnością.
Pierwsi ojcowie Kościoła częstokroć wspominali o rozróżnianiu pomiędzy tym, co ludzie wytwarzają własnym wysiłkiem, a tym, co Bóg dał ludzkości do wspólnego używania. Wielu społecznych i ekonomicznych krytyków z kilku ostatnich stuleci przypominało to dawne oburzenie z powodu przywłaszczania wspólnej własności i przedstawiało twórcze propozycje naprawienia tej szkody. Thomas Paine, jeden z takich wczesnych recenzentów, pisał:
Jako iż niemożliwe jest oddzielenie ulepszeń dokonanych poprzez uprawę od ziemi, na której tych tej ulepszeń dokonano, narodziła się idea własności ziemskiej. Wszelako prawdą jest, że jedynie wartość tych ulepszeń, a nie samej ziemi jest indywidualną własnością (…) Przeto każdy właściciel uprawianej ziemi jest winien społeczności rentę gruntową (albowiem nie znajduję lepszego terminu na określenie tej idei) za ziemię, którą posiada.xvi
Pierwszym ekonomistą, który w pełni rozwinął tę myśl, był Henry George, w swoim wymownym, klasycznym dziele z 1879 roku Progress and Poverty (“Postęp i bieda”). Zaczął od zasadniczo tych samych przesłanek, co Paine i dawni chrześcijanie:
Lecz kto stworzył ziemię, że ktokolwiek może zgłaszać pretensje do jej posiadania, albo posiadania jakiejś jej części, albo prawa do jej ofiarowywania, sprzedaży bądź przekazywania w spadku? Ponieważ ziemia nie została zrobiona przez nas, a jest jedynie tymczasowym miejscem zamieszkania, na którym jedno pokolenie następuje po drugim, ponieważ znaleźliśmy się tutaj najwyraźniej z jednakowym przyzwoleniem Stwórcy, oczywistym jest, że nikt nie może mieć wyłącznego prawa do własności ziemi, a prawa wszystkich ludzi do ziemi muszą być jednakowe i niezbywalne. Musi istnieć wyłączne prawo do posiadania ziemi, bowiem człowiek, który ją użytkuje musi móc zebrać owoce swojej pracy. Jednak jego prawo posiadania musi być ograniczone przez jednakowe prawo wszystkich i dlatego winno być warunkowane od wpłacania przez posiadacza na rzecz społeczności ekwiwalentu wszelkich specjalnych przywilejów, jakie są mu przyznane.xvii
Dlaczego ktoś ma czerpać korzyści z wartości użytkowej ziemi tylko poprzez fakt, iż jest ona jego własnością, zwłaszcza, że ta własność opiera się na starożytnej niesprawiedliwości? Zatem Henry George zaproponował swój słynny “pojedynczy podatek” – będący zasadniczo 100-procentowym podatkiem nakładanych na “rentę ekonomiczną” czerpaną z ziemi. Miał on być realizowany poprzez opodatkowanie ziemi w odróżnieniu od pracy w nią wkładanej, przykładowo, opodatkowana byłaby ziemia, ale nie budynki, ani zbiory. Podatek nosił nazwę “pojedynczego”, gdyż George opowiadał się za zniesieniem wszystkich innych podatków, dowodząc, iż opodatkowanie prywatnej własności jest w takim samym stopniu złodziejstwem, jak czerpanie korzyści z czegoś, co należy do wszystkich. Jego pisma zainicjowały potężny ruch polityczny, który nieomal doprowadził do wybrania George’a na burmistrza Nowego Jorku, ale rzecz jasna potęga panujących pieniędzy zdołała go pokonać.xviii Jego idee były sporadycznie wdrażane w różnych punktach świata (zarówno Tajwan, jak i Pensylwania, dwa miejsca, w których spędziłem większość życia, nakładają podatki na podstawową wartość ziemi) i mocno wpłynęły na myśl ekonomiczną.
Jeden z jego wielbicieli, Silvio Gesell, zaproponował coś będącego niemal odpowiednikiem podatku ziemskiego George’a – publiczną własność całej ziemi i udostępnianie jej do prywatnej dzierżawy za stawkę zbliżoną do renty ekonomicznej.xix Rozumowanie Gesella jest frapujące i zadziwiająco prorocze w podejściu do ekologii i pokrewnej jaźni. Przeczytajcie ten zadziwiający fragment z 1906 roku:
Często słyszymy zdanie: Człowiek ma naturalne prawo do ziemi. Ale to absurd, bo równie dobrze moglibyśmy powiedzieć, że człowiek ma prawo do swoich kończyn. Jeśli mówimy o prawach w tym kontekście, musimy również powiedzieć, że sosna ma prawo do zapuszczania korzeni w ziemię. Czy człowiek może spędzić życie w balonie? Ziemia należy do człowieka i jest jego organiczną częścią. Nie możemy sobie wyobrazić człowieka pozbawionego ziemi, tak jak nie może istnieć człowiek bez głowy albo żołądka. Ziemia jest w tym samym stopniu częścią, narządem człowieka, co jego głowa. Gdzie zaczynają się i kończą narządy trawienne człowieka? Nie mają początku ani końca, tylko tworzą zamknięty system. Substancje, których człowiek potrzebuje do podtrzymania życia, są niestrawne w stanie surowym i dlatego muszą przejść przez przygotowawczy proces trawienny. I tej przygotowawczej pracy nie wykonują usta, tylko roślina. To roślina zbiera i przeobraża te substancje, aby mogły stać się składnikami odżywczymi w drodze przez przewód pokarmowy. Rośliny i miejsce, które zajmują, są w tym samym stopniu częścią człowieka, co jego usta, zęby i żołądek (…)
Jak zatem możemy znieść, żeby poszczególni ludzie konfiskowali dla siebie fragmenty ziemi jako swoją wyłączną własność, wznosili bariery i z pomocą psów obronnych oraz wyszkolonych niewolników nie dopuszczali nas do tych fragmentów, do części nas samych? To tak, jak gdyby odrywali kończyny od naszych ciał. Czy takie postępowanie nie jest równoważne samookaleczaniu?xx
Gesell ciągnie dalej, równie kwieciście, twierdząc, że to okaleczenie jest nawet gorsze od amputacji części ciała, bo rany na ciele się goją, natomiast
…rana pozostawiona (…) przez amputację kawałka ziemi jest zawsze zaogniona i nigdy się nie zabliźnia. Przy każdym wnoszeniu opłat dzierżawnych, co kwartał, ta rana się otwiera i tryska z niej złota krew. Człowiek wykrwawia się i rusza chwiejnym krokiem dalej. Amputacja kawałka terenu z naszego ciała jest najkrwawszą z wszystkich operacji, pozostawia ziejącą, zaognioną ranę, która nie może się zagoić, jeśli skradziona kończyna nie zostanie do niej ponownie przyszyta.
Myślę, że jest to rana, którą odczuwamy wszyscy, nie tylko w postaci opłat wbudowanych w koszt wszystkiego, co kupujemy, ale także jako duchowe pozbawienie praw obywatelskich. Jakiś czas temu jechałem z pewną kobietą z Francji wiejskimi drogami środkowej Pensylwanii. Łagodne góry i szerokie doliny zapraszały nas, więc postanowiliśmy się przejść. Wyglądało na to, że okolica prosi o nasze stopy, chce je poczuć. Chcieliśmy znaleźć miejsce do zaparkowania i pójść na spacer, ale nie mogliśmy wyszukać pola ani lasu, który by nie był przystrojony tabliczkami “Wstęp wzbroniony”. Ilekroć widzę taki znak, czuję ukłucie, jakąś stratę. Każda wiewiórka ma więcej wolności niż ja, każdy jeleń. Te napisy dotyczą tylko ludzi. To właśnie przejaw uniwersalnej zasady: reżim własności, ogradzania tego, co nie należało do nikogo, sprawił, że wszyscy jesteśmy biedniejsi. Obietnica wolności, tkwiąca w tym szerokim, zielonym krajobrazie, była złudzeniem. Słowa, które śpiewał Woody Guthrie, pobrzmiewały prawdą:
Wysoki mur próbował mnie zatrzymać,
Na znaku napisano “Własność prywatna”
Ale na drugiej stronie nie było żadnego napisu.
Ta strona jest dla ciebie i dla mnie.xxi
Po trzystu latach ekonomicznej ekspansji jesteśmy tak zubożali, że brak nam tego, co ma wiewiórka. Miejscowe plemiona, które żyły tutaj przed przybyciem Europejczyków, miały całą tę ziemię. Ludzie mogli powiedzieć “Wejdźmy na tę górę. Popływajmy w tym jeziorze. Wybierzmy się na ryby nad tamtą rzekę.” Dziś takiej wolności nie mają nawet najbogatsi z nas. Nawet posiadłość za miliard dolarów jest mniejsza od terenów myśliwego-zbieracza.xxii
W większości Europy ta sytuacja wygląda inaczej. W Szwecji, na przykład, prawo Allemansrätt pozwala ludziom chodzić, zrywać kwiaty, biwakować przez dzień lub dwa, pływać lub jeździć na nartach po prywatnym terenie (ale nie zbyt blisko domu mieszkalnego). Poznałem miłośnika koni, który opowiadał mi, że w Irlandii wszystkie bramy prowadzące na dróżki i pastwiska prywatnych farm nie są zamykane na klucz ani kłódkę. Nie ma czegoś takiego, jak “wstęp wzbroniony”, ziemia jest otwarta dla wszystkich. Z kolei jeźdźcy szanują farmerów i ziemię, trzymając się obrzeży, aby nie niepokoić zwierząt na pastwiskach. Nie sądzę, żeby którykolwiek Amerykanin, usłyszawszy o tym systemie, potrafił spojrzeć na rozległe połacie tego kraju, pełne płotów, bram i tablic ostrzegawczych, bez poczucia zamknięcia lub utraty. Czy odczuwacie “ranę” Gesella? Czy czujecie, że ziemia została od nas odcięta?
Ogromnym wkładem Gesella po George’u było wypracowanie równoległego rozumowania dotyczącego nie tylko ziemi, ale i pieniędzy. Wynalazł on nowy rodzaj pieniądza, który opiszę w dalszej części książki (po odpowiednim przygotowaniu czytelnika), jako kluczowy element świętej ekonomii.
Nacisk, jaki Henry George kładł na opodatkowywanie wyłącznie ziemi, był kontrowersyjny nawet wśród współczesnych mu zwolenników postępu, ale dzisiaj ma jeszcze mniej sensu, bo tak wiele innych wspólnych obszarów wciągnięto w sferę prywatnej własności.xxiii Opisywany przez Hyde’a “handel własnością, która wcześniej była niezbywalna” wykroczył daleko poza ziemię, obejmując prawie wszystko, co niezbędne dla ludzkiej egzystencji i ludzkiej radości. Nasze związki z przyrodą, kulturą i społecznością zostały rozdarte, oddzielone od nas a następnie z powrotem nam sprzedane. Do tej pory skupiałem się na ziemi, ale prawie wszystkie inne wspólne sfery spotkał ten sam los. Najoczywistszym przykładem jest własność intelektualna, a tantiemy, wynikające z jej posiadania, pełnią rolę podobną do renty ziemskiej. (Jeśli myślicie, że własność intelektualna różni się od ziemi, bo jest tworzona przez ludzi, czytajcie dalej!) Jest jednak pewna forma własności, która zawiera i zastępuje całą resztę – własność pieniędzy. W dziedzinie finansów rolę tantiem i rent grają odsetki, które gwarantują, że bogactwo płynące z ludzkiej kreatywności i pracy trafia głównie do tych, którzy posiadają pieniądze. Pochodzenie pieniądza jest równie kryminalne, jak innych form własności – to trwający rabunek, który zarówno ucieleśnia wywłaszczanie wspólnej własności, jak i do niego popycha.
Aby przywrócić świętość ekonomii, musimy zadośćuczynić za ten rabunek, gdyż ostatecznie jest to kradzież i degradacja boskiego daru. To przekształcenie tego, co niegdyś było święte, wyjątkowe i osobiste, w towar. Fakt, że prawo do czerpania korzyści z samego posiadania pieniędzy jest równie bezprawne, jak czerpanie zysków z posiadania ziemi, nie wydaje się na pierwszy rzut oka oczywisty. W końcu pieniądz, w przeciwieństwie do ziemi, jest tworem człowieka. Pieniądze zarabiamy korzystając z naszych ludzkich darów, naszej energii, czasu oraz inwencji twórczej. Z pewnością dochody z tej pracy słusznie należą do pracownika. Z pewnością więc nie wszystkie pieniądze są bezprawne, jeśli chodzi o pochodzenie.
Ten pogląd jest naiwny. W rzeczywistości pieniądz jest głęboko i bezpowrotnie wplątany w przekształcanie terenów wspólnych we własność ziemską, czego końcowym i ostatecznym stadium jest redukcja ziemi do statusu jeszcze jednego artykułu, który można kupić i sprzedać. W taki sam sposób także inne elementy naszego dziedzictwa przyrodniczego i kulturalnego zostały otoczone kordonem, zamienione we własność, i wreszcie, jako “towary i usługi”, w pieniądz. Nie chcę przez to powiedzieć, że niemoralnie jest pracować dla pieniędzy, niemoralne jest raczej to, żeby pieniądze pracowały dla ciebie. Czym czynsz dzierżawny jest dla ziemi, tym odsetki są dla pieniędzy. Pieniądz jest trupem zbiorowego posiadania, ucieleśnieniem tego, co niegdyś było wspólne i darmowe, a teraz zostało zamienione we własność w najczystszej postaci. Kilka następnych rozdziałów uzasadni te twierdzenia, opisując dokładnie jak i dlaczego oprocentowane pieniądze z samej natury przywłaszczają sobie wspólną własność, rujnują naszą planetę i degradują ogromną większość ludzkości do stanu peonów.
Tłumaczenie: Roman Palewicz
i Nic dziwnego, że przekształciwszy przyrodę w przeciwnika, albo w najlepszym razie w stertę “zasobów”, przejawiamy podobny stosunek do naszych ciał. Typowymi bolączkami naszych czasów są choroby autoimmunologiczne, będące somatyzacją błędnego podziału na “ja” i “nie ja”. Tak jak wioska, las i cała planeta są nieodłącznymi częściami nas samych, którą błędnie bierzemy za coś zewnętrznego, tak też nasze układy odpornościowe odrzucają własne tkanki naszych ciał. Co czynimy naturze, czynimy sobie samym, to nieuniknione.
iii Nawet dziś mamy wewnętrzne poczucie, że nasza praca nie jest tak naprawdę naszą własnością. Stąd pragnienie pracy na rzecz czegoś większego od nas samych – to znaczy poświęcenia naszego trudu sprawie wykraczającej poza nasz racjonalnie pojmowany interes własny. Osoby religijne mogą to określić jako “Oddawanie życia Bogu”. Można to ująć także w ten sposób, że odczuwamy potrzebę czynienia daru z naszej pracy i jej owoców, a także z umiejętności i talentów. Gdy to zrobimy, czujemy się spełnieni, odczuwamy błogość, wiedząc, że wypełniamy cel naszej bytności na ziemi. Intuicyjnie wiemy, że musimy coś dawać za otrzymane dary, nie zaś gromadzić je dla krótkiej, iluzorycznej chwały własnego ja.
iv Patrz, na przykład Sex-Pol Reicha oraz “Gift Giving as the Female Principle vs. Patriarchal Capitalism” (Obdarowywanie jako zasada żeńska, a patriarchalny kapitalizm) autorstwa Vaughan.
vi Xu, Ancient China in Transition (“Starożytne Chiny w okresie przejściowym”). Ta książka próbuje interpretować stanowisko konfucjańskie jako krytykę koncentracji własności. Deng “A Comparative Study on Land Ownership” (Porównawcze studium własności ziemi). Deng utrzymuje, że wcześniej wyodrębnianie ziemi było zakazane, gdyż był ona w całości własnością króla, Twierdzi też, że w praktyce ziemia nie była dzielona, ani wymieniana, przynajmniej do czasów średniowiecznej dynastii Song.
xi Oczywiście chłopi opierali się wywłaszczaniu ich ze wspólnych terenów, wzniecając w Niemczech krwawą batalię, określaną jako “wojna chłopska”. Takie zmagania odbywają się wciąż na nowo, na całym świecie, ilekroć ludzie sprzeciwiają się ingerencji w prawa własności w kolejnej sferze ludzkich stosunków. Jak to ujmuje Hyde, “wojna chłopska była tą samą wojną, którą amerykańscy Indianie musieli stoczyć z Europejczykami, wojną ze sprzedażą własności, które wcześniej były niezbywalne”.
xii Avila, Ownership, cytując antyczne źródło z pracy H. F. Jolowicza i Barry’ego Nicholasa, Historical Introduction to the Study of Roman Law (“Historyczne wprowadzenie do studium rzymskiego prawa”).
xiii Co więcej, wiele rodzajów długów, takich jak długi podatkowe, alimentacyjne i pożyczki studenckie, nie uprawnia do ogłoszenia bankructwa. Kiedy to piszę, długi z tytułu pożyczek studenckich w Satanach Zjednoczonych są wyższe od długów z kart kredytowych i stanowią ogromne obciążenie dla osób kończących studia.
xviii Innym powodem jego politycznej klęski był sztywny dogmatyzm George’a, który wykluczał polityczne sojusze z każdym, kto nie popierał bezwarunkowo jego pojedynczego podatku.
xix “Renta ekonomiczna” odnosi się do dochodów z własności, takich jak czynsze, tantiemy, dywidendy i odsetki.
xx Gesell, The Natural Economic Order (“Naturalny porządek ekonomiczny”), cz. 2 rozdz. 5 “Sprawa nacjonalizacji ziemi”.
xxi Z piosenki “This Land is Your Land” (Ten kraj jest twoim krajem). Ta zwrotka jest zazwyczaj pomijana w śpiewnikach.
xxii Czytelnik może przywołać terytorializm zwierząt, który często sprawia, że nie mogą wędrować swobodnie. Jednak nie wszystkie zwierzęta przejawiają tę cechę, a ponadto zazwyczaj jest to terytorializm grupowy, a nie indywidualny. I tak było też z ludźmi, przez większą część naszej historii. A już co najmniej każdy człowiek miał swobodny dostęp do całego terytorium swojego plemienia. Czy dziś mamy ograniczać nasz teren do poziomu pojedynczej komórki rodzinnej? Czy może powinniśmy powiększyć nasze plemię, tak by objęło całą ziemię?
xxiii istnieją też inne poważne problemy z programem George’a. Chodzi głównie o to, że bardzo trudno jest oddzielić wartość ziemi od wartości dokonanych na niej ulepszeń, zwłaszcza dlatego, że rzeczywistą wartość ziemi wyznaczają nie tylko jej cechy fizyczne, ale także położenie względem innych działek, na których dokonano ulepszeń. Budując na swojej ziemi, skłaniasz innych do budowania w pobliżu, podnosząc w ten sposób wartość swojego terenu i zniechęcając do budowania gdzie indziej. To jeden z powodów, dla których wolę podejście Silvio Gesella do problemu renty ekonomicznej.