Część II: Ekonomia zjednoczenia
W miarę jak nasze trwanie w rozdzieleniu zbliża się do końca i na nowo jednoczymy się z przyrodą, kończy się także przekonanie o naszej wyjątkowości w odniesieniu do praw natury. Przez całe dziesięciolecia ekolodzy mówili nam, że nie jesteśmy wyjątkiem od tych praw. W coraz większym stopniu boleśnie przekonujemy się, że to prawda. Dziecko bierze to, co daje mu matka, beztrosko, nie przejmując się jej poświęceniami i bólem, więc my także braliśmy od ziemi podczas długiego dzieciństwa rodzaju ludzkiego. Nasz system pieniężny, nasza ideologia gospodarcza były tak czy inaczej czynnikami tego brania. Teraz, kiedy zaczynamy traktować ziemię jak kochankę, dotkliwie zdajemy sobie sprawę z wyrządzanej krzywdy. W romantycznym związku to, co robisz komuś, kogo kochasz, odbija się na tobie. Ból tej osoby jest twoim bólem.
Zatem gdy ludzkość stoi wobec męki obecnych kryzysów i przechodzenia do dorosłości, wyłania się nowy system gospodarczy, który ucieleśnia nową ludzką tożsamość pokrewnej jaźni, żyjącej we współtwórczym partnerstwie z Ziemią. Nasz system gospodarczy i pieniężny nie będą już czynnikami brania, eksploatacji, powiększania potęgi odrębnej jaźni, ale staną się czynnikami dawania, tworzenia, służby i obfitości. Następne rozdziały opisują elementy tej świętej ekonomii. Wszystkie one są już oczywiste, ukryte w dawnych instytucjach, a nawet rodzące się z nich. Bo to nie jest rewolucja w klasycznym rozumieniu – czystka, usuwanie tego, co stare. To raczej metamorfoza. Epoka Zjednoczenia przez długi czas dojrzewała w łonie instytucji Rozdzielenia. Dziś zaczyna wychodzić na świat.
Rozdział 9: Historia wartości
To była stara historia, która przestała być prawdziwa (…) Bo, wiesz, prawda potrafi wyjść z opowieści. To, co było prawdziwe, staje się puste, a nawet kłamliwe, bo prawda przeszła do innej historii. Woda źródła wypływa w innym miejscu.
– Ursula K. Le Guin
Pieniądz jest nierozerwalnie związany z opowieściami definiującymi naszą cywilizację – historią jaźni i całej ludzkości. Jest nieodłączną częścią ideologii i mechaniki wzrostu, “wspinaczki ludzkości” do panowania nad planetą. Odegrał też główną rolę w rozluźnieniu naszych związków z przyrodą i społecznością. W miarę jak te opowieści się rozpadają, a ich monetarny wymiar rozpada się jeszcze szybciej, mamy szansę przepoić pieniądz atrybutami nowych historii, które pojawią się w ich miejsce – powiązanej jaźni, żyjącej we współtwórczym partnerstwie z Ziemią. Ale jak można przepoić pieniądz opowieścią?
W swojej historii, liczącej kilka tysięcy lat, pieniądz przechodził coraz szybszą ewolucję swej formy. Pierwszym etapem był pieniądz towarowy – zboże, oliwa, bydło, metal i wiele innych rzeczy. Funkcjonował jako środek wymiany, nie posiadając żadnej wartości powierniczej. To stadium trwało kilka tysięcy lat. Następnym był pieniądz monetarny, który przydał elementu powierniczości rzeczywistej wartości metalu, takiego jak srebro i złoto. Wtedy pieniądz składał się z dwóch części – materialnej i symbolicznej.
Było całkiem normalne, że w końcu symbol oderwie się od metalu, co nastąpiło z chwilą pojawienia się pieniądza kredytowego, w średniowieczu, a nawet wcześniej. W Chinach pierwsze pieniądze papierowe (będące właściwie rodzajem przekazu bankowego) były w użyciu już w dziewiątym wieku i docierały aż do Persji.1 W świecie arabskim, mniej więcej w tym samym czasie, było powszechnie używane coś w rodzaju czeku. Włoscy kupcy używali weksli już w dwunastym stuleciu. Ta praktyka szybko się rozpowszechniła, a w szesnastym oraz siedemnastym wieku pojawił się po niej system rezerw częściowych.2 Była to poważna innowacja, gdyż takie rozwiązanie uwalniało zasoby pieniężne od zapasów metalu, dzięki czemu pieniądz mógł rosnąć organicznie, w reakcji na działalność gospodarczą. Oderwanie pieniądza od metalu następowało stopniowo. W epoce bankowych rezerw częściowych, która trwała kilka stuleci, banknoty miały nadal, przynajmniej teoretycznie, pokrycie w metalu.
Dziś ta epoka minęła, a pieniądz zamienił się w czysty kredyt. Ten fakt nie jest powszechnie uznawany. Wiele autorytetów, w tym większość podręczników ekonomii i sama Rezerwa Federalna3, nadal utrzymują, że rezerwy są czynnikiem ograniczającym tworzenie pieniądza, ale w praktyce nie dzieje się tak prawie nigdy.4 Rzeczywistym ograniczeniem w tworzeniu pieniądza jest dla banków ich całkowity kapitał oraz zdolność do znalezienia chętnych i godnych zaufania kredytobiorców – to znaczy takich, którzy dysponują niewykorzystanym potencjałem zarobkowym, albo środkami trwałymi, mogącymi stanowić zabezpieczenie. Innymi słowy, tworzeniem pieniądza rządzą społeczne porozumienia, a zwłaszcza to, zaszyfrowane w oprocentowaniu, które głosi, iż pieniądze powinny trafiać do tych, którzy zarobią ich w przyszłości jeszcze więcej. Dzisiejszy pieniądz, jak to jeszcze wyjaśnię, ma pokrycie we wzroście. Kiedy wzrost zwalnia, tak jak to czyni obecnie, cały finansowy gmach zaczyna się rozpadać.
Pieniądz, który rozwijał się równolegle z techniką, cierpi na podobne do niej skazy. Każdą z tych dziedzin cechuje niepohamowany przymus wzrostu – technikę z uwagi na ideę technicznej naprawy (w ramach której nowe rozwiązania techniczne mają rozwiązywać problemy spowodowane przez dotychczasową technologię), a pieniądz z uwagi na dynamikę oprocentowania, którą opisałem wcześniej (powodującą tworzenie nowych długów, aby spłacić odsetki od długów już istniejących). To porównanie jest całkiem dokładne. Kolejnym podobieństwem jest to, że i pieniądz, i technika, uzurpują sobie prawo do dziedzin należących właściwie do innych sfer relacji. Jednak w żadnym przypadku nie opowiadam się za cofaniem historii. Wierzę, iż zarówno technika, jak i pieniądz, rozwinęły się do swoich obecnych postaci w jakimś celu. Pieniądz kredytowy jest naturalnym końcem ewolucji środków płatniczych ku czystej powierniczości, czystej umowie. Dotarłszy do tego miejsca, możemy sprawić, że ta umowa będzie miała sens. Jesteśmy jak nastolatek, który poprzez dziecięce zabawy rozwinął swoje fizyczne i umysłowe możliwości, i teraz może wykorzystywać je zgodnie z ich prawdziwym przeznaczeniem.
Niektórzy obserwatorzy, widząc katastrofalne skutki istnienia dzisiejszych walut opartych na kredycie, opowiadają się za powrotem do dawnych, dobrych czasów, w których pieniądz opierał się na czymś namacalnym, przykładowo na złocie. Dowodzą, że pieniądz towarowy nie podlegałby inflacji i wyeliminowałby przymus nieskończonego wzrostu. Myślę, że niektórzy z tych zwolenników “twardej waluty” albo “prawdziwego pieniądza” folgują atawistycznemu pragnieniu powrotu do minionych dni, kiedy rzeczy były tym, na co wyglądały. Dzieląc świat na dwie kategorie, obiektywną rzeczywistość i konwencję, uważają pieniądz kredytowy za złudzenie, kłamstwo, które musi nieuchronnie upadać w kolejnych cyklach bankructw. Prawdę mówiąc, ta dychotomia sama jest złudzeniem, konstrukcją odzwierciedlającą głębsze mitologie – takie jak doktryna obiektywności w fizyce – które też rozpadają się w naszych czasach.
Różnica pomiędzy walutą mającą pokrycie i nie mającą go, nie jest tak wielka, jak można by przypuszczać. Pozornie te dwie waluty wydają się bardzo odmienne – pierwsza czerpie wartość z czegoś rzeczywistego, podczas gdy druga jedynie z faktu, że ludzie się na to godzą. To fałszywy podział – w obu przypadkach tym, co nadaje pieniądzom wartość, jest historia, która je otacza, zestaw społecznych, kulturowych i prawnych konwencji.
W tym momencie rzecznik “prawdziwego pieniądza”, albo waluty mającej pokrycie, może zaprotestować: “Nie. Chodzi o to, że waluta z pokryciem czerpie wartość z towaru, który jest jej podstawą, a nie z porozumień.”
Nieprawda!
Po pierwsze, rozważmy sztandarowy przykład tego, co jest nazywane “prawdziwym pieniądzem” – monety z czystego złota i srebra. Ponoć są one wartościowe dlatego, że kruszec, z którego zostały wykonane, jest cenny. To źródło ich wartości, a znaki, które je pokrywają, stanowią gwarancję, świadczą o ich wadze oraz czystości. Jednak pomimo tęsknoty za prawdziwym pieniądzem z dawnych czasów, historia uczy nas, że znaczna część złotych i srebrnych monet nie pasowała do tego opisu; miały wartość przewyższającą wartość kruszcu (patrz Rozdział 3). Ten pieniądz różni się od papierowego tylko w pewnym stopniu, a nie co do istoty. Papierowe i elektroniczne pieniądze nie są odejściem od metalowej waluty, a jedynie jej rozwinięciem.
Żeby skomplikować sprawę jeszcze bardziej, zastanówmy się czym jest “wartość towaru”? Podobnie jak pieniądz, własność jest konstrukcją społeczną. Co to znaczy, że coś posiadamy? Fizyczne posiadanie jest własnością tylko wtedy, gdy jest społecznie uprawomocnione; jeśli mamy coś legalnie, fizyczne posiadanie nie jest nawet konieczne. W końcu na dzisiejszych rynkach towarowych większość inwestorów nigdy nie dotyka rzeczy, które kupują. Ich transakcje są zestawem rytuałów, symbolicznych manipulacji, posiadających moc dzięki wspólnym przekonaniom. Fikcyjny charakter własności nie jest zjawiskiem nowym. Słynne pieniądze mieszkańców wysp Yap, ogromne okrągłe kamienie, są zbyt ciężkie, by je przemieszczać, a mimo to mogą bez trudu zmieniać właściciela, kiedy wszyscy uznają, że teraz posiadaczem konkretnego głazu jest ta, a nie inna osoba. Złoto nie musi opuszczać bankowego skarbca, aby stanowić pokrycie waluty. Prawdę mówiąc, nie musi nawet być wydobyte z ziemi. Nawet gdybyśmy wprowadzili złoty standard, większość transakcji odbywałaby się z wykorzystaniem papieru lub cyfrowych symboli. Zmieniłaby się jedynie historia przenosząca wartość na te symbole.
Co więcej, wartość towarów też zależy od społecznych porozumień. Dotyczy to zwłaszcza złota, które, w odróżnieniu od innych postaci pieniądza towarowego, takich jak bydło lub wielbłądy, ma bardzo niewielką wartość użytkową. Można z niego zrobić piękne ozdoby, ale jego wartość w przemyśle, w porównaniu z innymi metalami szlachetnymi, takimi jak srebro czy platyna, jest znikoma. To oznacza, że wartość złota zależy od konwencji. Dziwne więc, że właśnie złoto jest wybierane przez zwolenników pieniądza, którego wartość jest niezależna od konwencji, który ma “prawdziwą” wartość.
To samo dotyczy także innych towarów. W społeczeństwie o wysokim stopniu podziału pracy, takim jak nasze, użyteczność większości towarów, podobnie jak pieniędzy, jest zależna od sieci społecznych porozumień. Na ile przydatna byłaby dla was żelazna sztaba? Albo baryłka ropy naftowej? A tona wodorotlenku sodu, czy buszel soi? To wszystko ma swoją różnoraką wartość tylko w kontekście ogromnych rzesz ludzi wypełniających specyficzne, niepowiązane role, w których używa się takich rzeczy. Innymi słowy, towary, podobnie jak pieniądz, też mają wartość powierniczą, obok wartości rzeczywistej – prawdę mówiąc, po dokładnej analizie to rozróżnienie znika nieomal zupełnie.
Zastanówmy się dokładniej nad tym, co to oznacza, że pieniądz ma pokrycie. Z pozoru to całkiem jasne. Na przykład w przypadku amerykańskiego dolara przed rokiem 1972 znaczyło to tyle: “Możesz pójść do Rezerwy Federalnej i wymienić ten banknot na jedną trzydziestą (bądź jakiś inny ułamek) uncji złota.” Ale ten prosty obrazek jest najeżony komplikacjami. Dla większości użytkowników dolarów, nawet gdyby im na to pozwolono, udanie się do najbliższego skarbca Rezerwy Federalnej było praktycznie niewykonalne. O ile wiem, złoto nie było prawie nigdy przewożone, nawet w przypadku regulacji płatności między bankami. Złoto należące do banków trzymano w skarbcach Rezerwy Federalnej, a jego własność była kwestią zapisów w księgach, nie zaś fizycznego posiadania. Ten system mógłby działać nawet wtedy, gdyby fizycznie nie było żadnego złota. Nikt, z wyjątkiem banków zagranicznych, nigdy nie wymieniał dolarów na złoto. Dlaczego miałby to robić, skoro to dolary, a nie złoto, pełniły rolę pieniędzy? Uważamy, że dolary (w czasach złotego standardu) był cenne, bo dało się je wymienić na złoto. Ale może bardziej prawdziwe jest odwrotne twierdzenie – że to złoto było cenne, gdyż można było za nie dostać dolary?
Mamy tendencję zakładać, że w papierowym lub elektronicznym systemie pieniądza z pokryciem, to właśnie pokrycie stanowi prawdziwy pieniądz, a papier jest jedynie jego wyobrażeniem. W rzeczywistości to papier jest prawdziwym pieniądzem. Jego związek ze złotem był projekcją znaczenia, nieomal formułą magiczną, która pozwalała nam wierzyć w historię wartości. To historia tworzy wartość. W rzeczywistości nigdy nie było tak, że wszyscy mogli wymienić swoje papierowe pieniądze na złoto. Gdyby zbyt wielu ludzi próbowało to zrobić, bank centralny mógł po prostu ogłosić (i często ogłaszał), że nie będzie już ich wymieniał.5 Niezbity rzekomo fakt wymienialności papieru na określoną ilość złota, jest konstrukcją, wygodną fikcją, uzależnioną od sieci społecznych porozumień oraz wspólnych wyobrażeń.
Podobnie też, przed anulowaniem przez Stany Zjednoczone systemu z Bretton-Woods, co miało miejsce na początku lat 70. XX wieku, światowe waluty były uzależnione od dolara amerykańskiego, który z kolei był uzależniony od złota. Jeżeli jakiś kraj zgromadził rezerwy dolarów, mógł je zrealizować, żądając od Rezerwy Federalnej przysłania kilku ton złota. Tuż po drugiej wojnie światowej nie było to wielkim problemem, ale pod koniec lat 60. prawie wszystkie zasoby złota USA zostały wywiezione za granicę, co groziło bankructwem Fedu. Więc Stany Zjednoczone ogłosiły po prostu, że nie będą już wymieniać dolarów na złoto w ramach międzynarodowego systemu bankowości, tak jak kilkadziesiąt lat wcześniej przestały to robić w kraju. Złoty standard okazał się wygodną fikcją.
Ogłoszenie, iż pieniądz ma pokrycie, różni się w niewielkim stopniu od każdego innego rytualnego zaklęcia, które czerpie swą moc z kolektywnych przekonań ludzi. O ile było to prawdziwe w odniesieniu do złota, to jest jeszcze prawdziwsze w stosunku do bardziej współczesnych i bardziej wyrafinowanych propozycji pieniądza z pokryciem, takich jak waluty lokalne Bernarda Lietaera, czy niedawne propozycje, aby specjalne prawa ciągnienia MFW miały pokrycie w koszyku towarów, odzwierciedlającym ogólną aktywność gospodarczą. Takie podejście ma swoją wartość, prawdę mówiąc, jest to krok w kierunku, który przewiduję w tej książce, jednak to pokrycie jest oczywistą fikcją – nikt nigdy nie wymieni swych lokalnych pieniędzy na rzeczywisty, fizyczny zestaw (z dostawą do domu) przewidzianych ilości ropy, zboża, praw do emisji dwutlenku węgla, tusz wieprzowych, żelaznych wlewków i innych towarów z tej listy. Żaden pojedynczy człowiek nie będzie nigdy potrzebował tego wszystkiego do osobistego użytku. Wartość tych towarów ma charakter kolektywny, istnieje wyłącznie w ogromnej sieci ekonomicznych powiązań. I bardzo dobrze! Rzeczywista, praktyczna wymienialność nie jest konieczna do uznania czegoś za walutę z pokryciem. Owszem, wymienialność jest fikcją, opowieścią, ale opowieści mają siłę. Wszystkie pieniądze są opowieścią. Nie mamy innego wyboru, jak tylko tworzyć pieniądz w macierzy opowieści. Nic z tego, co napisałem, nie dyskwalifikuje walut z pokryciem. Lecz jeżeli mamy wybierać taką walutę, określmy wyraźnie powody. Nie chodzi o to, żeby uczynić pieniądz “prawdziwym” w sposób, jakiego brakuje walutom bez pokrycia, tylko o to, żeby przepoić pieniądz opowieścią o wartości, którą chcemy stworzyć.
Historia o pokryciu może posłużyć do ograniczania i sterowania tworzeniem pieniądza. Dziś ograniczamy to prawo do banków i kierujemy nim poprzez motyw zysku – pieniądze trafiają do tych, którzy zarobią ich więcej. Jednak mówiąc właściwie, od strony historycznej, emisja pieniądza jest szczególną, świętą funkcją, z której nie należy swobodnie rezygnować. Pieniądz posiada magiczną siłę znaku i ucieleśnia porozumienie całego społeczeństwa. Żyje w nim część społecznej duszy i moc jego tworzenia powinna być strzeżona równie zazdrośnie, jak szaman strzeże swojej torby z lekami. W niewłaściwych rękach moc pieniądza może służyć zniewalaniu. Czy możemy zaprzeczyć, że właśnie tak sprawy mają się dzisiaj? Czy możemy zaprzeczyć, że ludzie (i całe narody) stali się niewolnikami kredytodawców?
Nie dość, że w naturalny sposób wiążemy pieniądz ze świętością, ale wszystko, na co go zużywamy, ma tendencję do stawania się świętością: “Bo gdzie jest twój skarb, tam będzie i serce twoje” (Ewangelia wg św. Mateusza 6:21). Stało się tak, że ludzie zaczęli czcić złoto. Oczywiście nie przyznawali się do tego, ale czyny przemawiają głośniej niż słowa. To złota pożądali, dla złota się poświęcali, złoto szanowali, złotu przypisywali nadprzyrodzoną siłę i specjalny, święty status. To samo dzieje się z bydłem w kulturach handlujących bydłem, oraz z pszenicą lub oliwą, w kulturach, gdzie te dobra pełnią rolę pieniądza towarowego. Takie artykuły stają się święte, odmienne od innych.
Ostatnie sto lat to w coraz większym stopniu epoka pieniądza bez pokrycia, a także epoka, w której nic nie jest święte. Jak napisałem we wprowadzeniu, jeśli cokolwiek jest dziś święte, to tylko pieniądz. Bo właśnie pieniądz ma cechy, które wiążemy z bezcielesną boskością dualizmu: wszechobecność, abstrakcyjność, niematerialność, a przy tym zdolność do wpływania na świat materialny, tworzenia bądź niszczenia. A całkowite usunięcie boskości ze świata materialnego oznacza, że nic nie jest święte – nic nie jest rzeczywiste, namacalne. Jednak nieobecność świętości jest złudzeniem. Wielu ludzi dowodzi, że nową religią stała się nauka, ze swoją historią kosmogenezy, tajemniczymi objaśnieniami działania świata, przedstawianymi nieprzeniknionym językiem, ze swoimi kapłanami i tłumaczami, ze swą hierarchią, swymi rytuałami inicjacyjnymi (takimi jak obrona doktoratów), z własnym systemem wartości i wieloma innymi cechami. Podobnie pozorny brak pokrycia pieniądza też jest złudzeniem. Pieniądz kredytowy jest pokrywany przez całość towarów i usług jakiejś gospodarki, a na głębszym poziomie przez wzrost.6 Dzieje się to poprzez inny rodzaj społecznego porozumienia, niż przy pieniądzu z wyraźnym pokryciem, ale jednak przez porozumienie. Trwała wartość takiego pieniądza, powstałego jako oprocentowany dług, zależy od nieskończonej ekspansji sfery dóbr i usług. Wszystko, co jest pokryciem pieniądza, staje się święte, toteż wzrost ma od wielu wieków status świętości. Podczas historii Wspinaczki, pod rozmaitymi pozorami – postępu, wykorzystywania sił przyrody, zdobywania nowych obszarów, opanowywania natury – toczyliśmy świętą krucjatę, pragnąc się bogacić i mnożyć. Jednak wzrost nie jest już dla nas święty.
Ta książka przedstawi konkretny sposób zapewniania pieniądzom pokrycia tym, co obecnie staje się dla nas święte. A co to takiego? Widzimy te rzeczy w altruistycznych wysiłkach ludzi, którzy starają się je tworzyć i zachowywać. Pieniądz przyszłości będzie miał pokrycie w tym, co chcemy pielęgnować, rozwijać i ocalać: w niezabudowanych terenach, w czystej wodzie i powietrzu, wielkich dziełach sztuki i architektury, bioróżnorodności, w niewykorzystanych pozwoleniach na budowę, w niewykorzystanych limitach emisji dwutlenku węgla, w niepobieranych tantiemach patentowych, w relacjach, które nie będą zamieniane w usługi, oraz zasobach naturalnych, których nie będziemy przekształcać w towary. A nawet, prawdę mówiąc, w złocie, które pozostanie w ziemi.
Nie dość, że związek z pieniądzem (a tym samym z abstrakcyjną “wartością”) wynosi daną rzecz do rangi świętości, to jeszcze skłania nas do wytwarzania tej rzeczy w coraz większych ilościach. Powiązanie złota z pieniądzem zachęca do ciągłego (i bardzo szkodliwego dla środowiska) wydobywania tego kruszcu. Kopanie dziur w ziemi i ich ponowne zasypywanie jest typowym przykładem bezsensownej pracy, a przecież zasadniczo do tego sprowadza się działalność kopalni złota. Kosztem ogromnych wysiłków wydobywamy z ziemi złotonośne skały, przewozimy je, rafinujemy, wytapiamy złoto, które w końcu umieszczamy w innych dziurach w ziemi, zwanych skarbcami. Ten trud i niedostatek złota jest sposobem (bardzo przypadkowym) regulowania zapasów pieniądza, ale dlaczego nie możemy regulować ich za pomocą sensownych porozumień społecznych i politycznych, albo poprzez jakiś bardziej naturalny proces, oszczędzając sobie całego tego kopania?
Wspomniany wyżej problem złota rozciąga się na inne towary. W miejscach gdzie rolę pieniądza pełni bydło, ma ono wartość przekraczającą użyteczność mleka i mięsa, w wyniku czego ludzie utrzymują stada większe, niż są im naprawdę potrzebne. Podobnie jak w przypadku wydobywania złota, jest to marnotrawstwem ludzkiej pracy i obciążeniem dla środowiska. Obawiam się, że wszelkie systemy pieniężne oparte na towarze wywierają podobny skutek. Jeśli będzie to ropa, pojawi się bodziec do pompowania jej w większych ilościach – na paliwo i dodatkowo na pieniądze. Generalna zasada brzmi: “Użycie czegokolwiek jako pieniądza, zwiększy zapasy tego czegoś.”
Rozdział 11 wykorzystuje tę zasadę przy opisie tworzenia systemu pieniężnego zwiększającego zasoby rzeczy, które uznajemy za dobre dla ludzkości i planety. Co by było, gdyby pieniądze miały pokrycie w czystej wodzie, nieskażonym powietrzu, zdrowych ekosystemach i wspólnej własności kulturowej? Czy istnieje sposób zachęcający do tworzenia coraz większej ilości tych dóbr w taki sam sposób, jak porozumienie społeczne co do wartości złota zachęca nas do jego dalszego wydobywania? Tak jak monetyzacja złota sprawia, że go pożądamy, chcemy mieć go coraz więcej i rezygnujemy z niego tylko dla zaspokojenia jakiejś rzeczywistej, palącej potrzeby, wykorzystanie wspomnianych dóbr jako pokrycia pieniądza może sprawić, że będziemy wytwarzać ich więcej, czyniąc naszą planetę piękniejszą, i że będziemy je poświęcać tylko z powodów starannie przemyślanych, tylko w reakcji na prawdziwe potrzeby, tylko po to, by stworzyć coś równie cennego jak to, co zostanie zniszczone. Dziś niszczymy wiele rzeczy dla pieniędzy, ale nie chcemy dobrowolnie niszczyć samych pieniędzy. I tak powinno być.
Kwestia pokrycia waluty prowadzi nas do szerszych, bardziej istotnych pytań: Kto ma tworzyć pieniądz i w jaki sposób? Jakie ograniczenia ilościowe powinny tym rządzić? jakie porozumienia ucieleśnia pieniądz? Mówiąc ogólniej: jaką historię wartości przekazujemy pieniądzom?
Od czasów starożytnej Grecji, pieniądz był zawsze wyrazem porozumienia. Zazwyczaj jednak było to porozumienie niezamierzone. Ludzie wierzyli, że złoto jest cenne i rzadko przychodziło im na myśl, że jego wartość jest umowna. Późniejsze fiducjarne waluty papierowe miały w oczywisty sposób charakter umowny, jednak o ile mi wiadomo, nikt nigdy nie zamierzał ich emitować z myślą o jakimś określonym celu społecznym poza dostarczeniem środka wymiany. Nigdy nie zadano pytania: “Jaką historię świata tworzymy i jaki rodzaj pieniądza ucieleśni oraz wzmocni tę historię?” Nikt nie postanowił tworzyć systemu rezerw częściowych z myślą o przyspieszeniu ekspansji królestwa człowieka. Dziś, po raz pierwszy, mamy okazję tchnąć nieco świadomości w nasz wybór pieniądza. Pora zadać sobie pytanie, jaką zbiorową historię pragniemy odegrać na tej ziemi, i wybrać system pieniężny dostosowany do tej historii.
W dalszej części tej książki naszkicuję szerokie zarysy systemu ucieleśniającego nowe, pojawiające się relacje pomiędzy nami samymi oraz nami i ziemią, systemu pieniężnego, który odzwierciedla i pielęgnuje to, co się staje dla nas święte. Przedstawię także pomysły na dojście do tego systemu, zarówno na poziomie zbiorowym, jak i osobistym. Święta ekonomia będzie miała następujące cechy:
Przywróci mentalność daru naszym powołaniom i gospodarczemu życiu.
Cofnie wywołaną przez pieniądz homogenizację i bezosobowość społeczeństwa.
Będzie przedłużeniem, a nie naruszeniem ekosystemu.
Będzie sprzyjać miejscowym gospodarkom i ożywi na nowo społeczność.
Będzie zachęcać do inicjatywy i nagradzać przedsiębiorczość.
Będzie spójna z zasadą zerowego wzrostu, ale ułatwi rozwój naszych wyjątkowych, ludzkich zdolności.
Będzie promować sprawiedliwy rozdział bogactwa.
Będzie działać na rzecz nowego materializmu, traktującego świat jak świętość.
Będzie powiązana z politycznym egalitaryzmem i władzą ludu, ale nie spowoduje bardziej scentralizowanej kontroli.
Przywróci utracone dziedziny kapitału przyrodniczego, społecznego, kulturowego i duchowego.
I – co najważniejsze – możemy zacząć ją tworzyć już teraz!
Kilka następnych rozdziałów będzie prezentacją i syntezą różnych tematów nowej Historii Wartości, która zdefiniuje przyszły system pieniężny. Kiedy spleciemy je w całość, pojawi się obraz ekonomii bardzo odmiennej od tej, którą znamy dzisiaj.
Tłumaczenie: Roman Palewicz
1 Temple, The Genius of China (“Geniusz Chin”).
2 Vallely, “How Islamic Inventors Changed the World” (Jak arabscy wynalazcy zmienili świat).
3 Zobacz, na przykład, publikację chicagowskiej Rezerwy Federalnej “Modern Money Mechanics” (Mechanika współczesnego pieniądza), powszechnie dostępną w Internecie.
4 Jeżeli rezerwy zabezpieczające jakiegoś banku nie wystarczają do zabezpieczenia wymagań, taki bank pożycza po prostu niezbędną gotówkę od Fedu lub na rynkach finansowych. Jeśli niedobory występują w skali całego systemu, Fed poszerza bazę monetarną poprzez operacje na wolnym rynku. Dlatego M0 zazwyczaj jest w tyle za M1 i M2 o wiele miesięcy – odwrotnie do efektu mnożnika, którego można by oczekiwać, gdybyśmy żyli w systemie rezerw częściowych [patrz Keen, “The Roving Cavaliers of Credit” (Wędrowni rycerze kredytu)]. Także dlatego “ilościowe rozluźnienie”, wprowadzane ostatnio przez Fed i inne banki centralne, nie przyczyniło się do wzrostu zasobów pieniądza.
5 Dochodziło do tego wielokrotnie; w czasach Wielkiego Kryzysu miało to miejsce prawie we wszystkich krajach. Posiadacze waluty domagali się złota od banków i w końcu banki centralne mówiły “nie”. Na mocy dekretu prezydenckiego 6102, wydanego przez Roosevelta w latach 30., posiadanie większych ilości złota stało się w USA w zasadzie nielegalne. A mimo to dolary, których wartość zależała rzekomo od złota, nie stały się bezwartościowe.
6 Spójrzcie na to w ten sposób: udzielany przez bank kredyt jest pokrywany przez zabezpieczenie, a w przypadku pożyczek niezabezpieczonych przez przyszłe zarobki pożyczkobiorcy. Zatem w skali całej gospodarki ogólna suma wszystkich wyemitowanych pieniędzy kredytowych jest pokryta sumą wszystkich istniejących i przyszłych towarów i usług w danej gospodarce, a tym samym przez obietnicę wzrostu. Można też przedstawić to tak, że bez wzrostu, odsetek niespłacanych kredytów wzrośnie, a zasoby pieniądza ulegną skurczeniu.