Rozdział 6: Ekonomia Lichwy

Pomimo najświętszych obietnic, że ludzie raz na zawsze odrzucają wojnę, pomimo wznoszonego przez miliony okrzyku “nigdy więcej wojny”, pomimo wszelkich nadziei na lepszą przyszłość, muszę powiedzieć jedno: Jeżeli obecny system monetarny, oparty na oprocentowaniu i odsetkach składanych, będzie nadal obowiązywał, to ośmielam się twierdzić już dzisiaj, że za nie więcej niż dwadzieścia pięć lat będziemy mieli następną, nawet gorszą wojnę. Potrafię jasno przewidzieć czekający nas rozwój wypadków. Obecny stopień postępu technicznego szybko zaowocuje rekordowymi wynikami przemysłu. Koncentracja kapitału będzie szybka, pomimo ogromnych strat wojennych, a dzięki nadpodaży [pieniądza] odsetki będą obniżane [do czasu, gdy spekulanci pieniężni odmówią ich dalszego obniżania]. Następnie pieniądze będą gromadzone [co wywoła przewidywalną deflację] aktywność gospodarcza osłabnie i coraz większa liczba bezrobotnych będzie się włóczyć po ulicach (…) pośród tych niezadowolonych mas będą narastać dzikie, rewolucyjne idee, między innymi będzie się mnożyć trująca roślina zwana “supernacjonalizmem”. Żaden kraj nie będzie rozumiał innego, czego wynikiem może być tylko kolejna wojna.

Silvio Gesell (1918)

 

Stoimy wobec paradoksu. Z jednej strony pieniądz jest, jak należy, symbolem wdzięczności i zaufania, czynnikiem umożliwiającym spotykanie się darów z potrzebami, pomocą w wymianach między tymi, którzy bez niego nie mogliby niczego wymienić. Jako taki, powinien nas wszystkich wzbogacać. A jednak tego nie czyni. Miast tego przyniósł nam niepewność, biedę i likwidację naszej kulturowej i przyrodniczej własności wspólnej. Dlaczego?

Przyczyna leży głęboko, w samym sercu dzisiejszego systemu pieniężnego. Jest przyrodzona sposobom tworzenia i puszczania w obieg współczesnego pieniądza. Punktem centralnym tego systemu jest lichwa, lepiej znana jako oprocentowanie. Lichwa jest antytezą daru. Zamiast ofiarowywania innym, kiedy ktoś ma więcej, niż potrzebuje, lichwa dąży do wykorzystania potęgi własności do zyskiwania jeszcze więcej – jest odbieraniem innym, zamiast dawania. I, jak zobaczymy, jest w tym samym stopniu przeciwieństwem daru w skutkach, jak i w motywach.

Lichwa jest dziś wbudowana w samą tkankę pieniądza, od chwili jego powstania. Pieniądz rodzi się wtedy, kiedy Rezerwa Federalna (albo EBC, albo inny bank centralny) kupuje na wolnym rynku oprocentowane papiery wartościowe (tradycyjnie były to obligacje skarbowe, ale ostatnio także wszelkie rodzaje hipotecznych listów zastawnych i inna finansowa tandeta). Fed, albo bank centralny tworzy te nowe pieniądze z niczego, pociągnięciem pióra (albo kliknięciem w komputerową klawiaturę). Kiedy, na przykład, Fed kupił w 2008 roku od Deutsche Banku hipoteczne listy zastawne na kwotę 290 miliardów dolarów, nie użył do tego istniejących pieniędzy, tylko stworzył nowe, jako pozycję księgową na koncie tegoż banku. To pierwszy krok do tworzenia pieniędzy. Cokolwiek kupuje Fed, albo bank centralny, są to zawsze oprocentowane papiery wartościowe. Innymi słowy, oznacza to, że tworzonym pieniądzom towarzyszy odpowiadający im dług, który jest zawsze większy od ilości tworzonego pieniądza.

Opisany przed chwilą rodzaj pieniądza jest znany jako baza monetarna, albo M0. Istnieje jako rezerwy bankowe (i fizyczna gotówka). Drugi krok następuje wtedy, gdy bank udziela pożyczki firmie lub osobie fizycznej. Także i w tym przypadku tworzony jest nowy pieniądz w postaci pozycji księgowej na rachunku kredytobiorcy. Kiedy bank pożycza jakiejś firmie 1 milion dolarów, nie zapisuje tej kwoty w ciężar jakiegoś innego rachunku, tylko po prostu powołuje ją do istnienia. Zostaje stworzony jeden milion nowych dolarów – i ponad jeden milion dolarów długu.i Ten nowy pieniądz jest nazywany M1 lub M2 (zależnie od rodzaju rachunku, na którym się znajdzie). To pieniądze, które rzeczywiście zostają wydane na towary i usługi, dobra kapitałowe, zatrudnienie i tak dalej.

Powyższy opis tworzenia pieniądza, choć powszechnie akceptowany, nie jest w pełni dokładny. Omawiam jego subtelności w dodatku do książki. Na razie poprzestanę na tym objaśnieniu, gdyż jest wystarczająco precyzyjne do opisania skutków lichwy.

 

Ekonomiczna przypowieść

Lichwa zarówno generuje dzisiejszy endemiczny niedobór, jak i napędza pożerającą świat maszynę bezustannego wzrostu. Aby wyjaśnić, jak tego dokonuje, zacznę od przypowieści pod tytułem “Jedenasty krążek”, przedstawionej przez niezwykłego ekonomicznego wizjonera Bernarda Lietaera, w książce Przyszłość pieniądza.

 

Dawno, dawno temu, w małej wiosce na Odludziu, ludzie dokonywali transakcji barterowych. W każdy dzień targowy krążyli z kurczakami, jajami, szynkami i chlebami, i wdawali się w długie negocjacje, żeby wymienić to, co mieli, na coś, czego potrzebowali. W kluczowych okresach roku, takich jak żniwa, albo kiedy czyjaś stodoła wymagała naprawy, ludzie przypominali sobie o tradycji wzajemnej pomocy, którą przywieźli ze sobą ze starego kraju. Wiedzieli, że jeśli sami wpadną kiedyś w tarapaty, inni też im pomogą.

Pewnego targowego dnia jakiś obcy, w lśniących, czarnych butach i eleganckim, białym kapeluszu, pojawił się i obserwował tę wymianę z sardonicznym uśmiechem. Kiedy zobaczył, jak jakiś farmer zagania do zagrody sześć kurczaków, aby je wymienić na wielką szynkę, nie mógł powstrzymać się od śmiechu.

Biedni ludzie – powiedział. – Tacy prymitywni.

Żona farmera usłyszała słowa obcego i rzuciła mu wyzwanie.

Wydaje ci się, że lepiej dasz sobie radę z kurczakami?

Z kurczakami nie – odpowiedział przybysz. – Ale jest znacznie lepszy sposób na uniknięcie tej całej bieganiny.

Czyżby? A to jaki? – zapytała kobieta.

Widzisz tamto drzewo? – odparł nieznajomy. – Pójdę tam i zaczekam, aż ktoś z was przyniesie mi dużą skórę wołową. I powiedz wszystkim rodzinom, żeby mnie odwiedziły. Wyjaśnię to w lepszy sposób.

I tak się stało. Nieznajomy wziął skórę, wyciął z niej idealne krążki i na każdym z nich przybił skomplikowany, elegancki stempel. Potem dał każdej rodzinie 10 krążków i wyjaśnił, że każdy z nich reprezentuje wartość jednego kurczaka.

Teraz możecie handlować i targować się, używając tych krążków, zamiast nieporęcznych kurczaków – wyjaśnił.

To miało sens. Wszyscy byli pod wrażeniem tego, co powiedział mężczyzna w lśniących butach i imponującym kapeluszu.

A przy okazji – dodał nieznajomy, kiedy już każda rodzina otrzymała 10 krążków, – za rok wrócę tu i usiądę pod tym samym drzewem. Chcę, żeby każdy z was przyniósł mi 11 krążków. Ten jedenasty krążek będzie znakiem wdzięczności za postęp technologiczny, który właśnie wam umożliwiłem.

Ale skąd się weźmie ten jedenasty krążek – zapytał farmer z sześcioma kurczakami.

Zobaczycie – odparł nieznajomy z uspokajającym uśmiechem.

Jak myślicie, co musiało się stać (zakładając, że liczba ludności oraz roczna produkcja w ciągu tego następnego roku pozostały dokładnie takie same)? Pamiętajcie, że ten jedenasty krążek nigdy nie został stworzony. Konkluzja jest zatem taka, że z każdych 11 rodzin jedna musiała stracić wszystkie swoje krążki, żeby dostarczyć ten jedenasty 10 pozostałym. Nawet jeżeli wszyscy dobrze pracowali.

Więc kiedy burza zagroziła zbiorom jednej z rodzin, ludzie mniej chętnie poświęcali swój czas na pomoc w ich zwiezieniu z pola przed nawałnicą. Choć wymiana krążków, zamiast kurczaków, była o wiele bardziej wygodna, ta nowa zabawa miała też niezamierzony skutek uboczny, gdyż aktywnie zniechęcała do spontanicznej współpracy, która kiedyś była tradycją wioski. Miast tego, zabawa w pieniądze generowała ducha rywalizacji pośród wszystkich uczestników.

 

Ta przypowieść zaczyna ukazywać w jaki sposób oprocentowanie wplata w naszą ekonomię rywalizację, niepewność i chciwość. Tych zjawisk nie można wyeliminować, dopóki wartość artykułów pierwszej potrzeby jest określana w oprocentowanym pieniądzu. Ale ciągnijmy opowieść dalej, aby ukazać w jaki sposób odsetki tworzą także bezustanny nacisk na wieczny wzrost gospodarczy.

Istnieją trzy główne możliwe zakończenia opowieści Lietaera: nieuiszczenie należności, wzrost ilości pieniądza, lub redystrybucja majątku. Jedna z każdych jedenastu rodzin mogłaby zbankrutować i oddać swoją farmę mężczyźnie w kapeluszu (bankierowi), z kolei on mógłby wziąć następną skórę wołową i wykonać więcej pieniędzy, i wreszcie wieśniacy mogliby wytarzać go w smole i pierzu, odmawiając zwrotu krążków. Przed takimi samymi wyborami stoi gospodarka oparta na lichwie.

Zatem wyobraźcie sobie, że wieśniacy zbierają się wokół mężczyzny w kapeluszu i mówią: – Proszę pana, czy mógłby pan dać nam trochę dodatkowych krążków, żeby nikt z nas nie musiał bankrutować?

A on odpowiada: – Dam, ale tylko tym, którzy mogą mi zagwarantować, że je spłacą. Ponieważ każdy krążek ma wartość jednego kurczaka, pożyczę nowe krążki tylko tym, którzy mają więcej kurczaków, niż są mi winni krążków. W ten sposób, jeśli nie zwrócą mi krążków, będę mógł zabrać im kurczaki. A ponieważ jestem taki miły, zrobię krążki także dla tych ludzi, którzy nie mają w tej chwili dodatkowych kurczaków, jeżeli zdołają mnie przekonać, że w przyszłości wyhodują ich więcej. Pokażcie mi swój biznesplan! Pokażcie, że jesteście godni zaufania (jeden z wieśniaków może opracować “raporty o zdolności kredytowej”, żeby wam to ułatwić). Pożyczę wam na 10 procent. Jeżeli jesteście zdolnymi hodowcami, możecie powiększyć swoje stada o 20 procent. Spłacicie mi dług i sami też się wzbogacicie.

To brzmi nieźle – przyznają wieśniacy. – Ale skoro odsetki na nowe krążki też wynoszą 10 procent, to w końcu również ich zabraknie, żeby oddać panu dług.

To nie będzie problemem – stwierdza mężczyzna. – Bo widzicie, kiedy przyjdzie ten czas, będę miał więcej krążków, a gdy nadejdzie pora ich spłaty, zrobię ich jeszcze więcej. Zawsze będę chętnie tworzył i pożyczał nowe krążki. Oczywiście wy musicie produkować więcej kurczaków, ale dopóki będziecie zwiększali produkcję, nigdy nie będzie kłopotu.

Jakieś dziecko podchodzi do niego i mówi: – Przepraszam pana, moja rodzina jest chora, a nie mamy dość krążków, żeby kupić jedzenie. Czy może mi pan wydać kilka nowych krążków?

Przykro mi – odpowiada mężczyzna, – ale nie mogę tego zrobić. Widzisz, ja tworzę krążki tylko dla tych, którzy mi je spłacają. Jeżeli twoja rodzina ma jakieś kurczaki, które mogą posłużyć jako zabezpieczenie, albo jeśli potrafisz udowodnić, że możesz pracować trochę ciężej, żeby wyhodować więcej kurczaków, to chętnie dam ci krążki.

Poza kilkoma nieszczęsnymi wyjątkami, przez jakiś czas system działał świetnie. Wieśniacy powiększali swe stada wystarczająco szybko, by otrzymywać nowe krążki, kiedy mieli spłacać dług mężczyźnie w kapeluszu. Niektórzy, z różnych powodów – pecha lub nieudolności – rzeczywiście zbankrutowali, i sąsiedzi, którzy mieli więcej szczęścia oraz sprytu, przejęli ich farmy i zatrudnili ich jako pracowników. Ogólnie jednak liczba kurczaków wzrastała o 10 procent rocznie, wraz z dopływem pieniądza. Wioska i jej stada rozrosły się tak bardzo, że do mężczyzny w kapeluszu dołączyło wielu mu podobnych. Wszyscy pracowicie wycinali nowe krążki i wydawali je każdemu, kto miał dobry plan wyhodowania większej ilości kurczaków.

Co jakiś czas pojawiały się problemy. Z jednej strony stało się jasne, że nikt tak naprawdę nie potrzebuje tych wszystkich kurczaków.

Mamy już dość jajek – skarżyły się dzieci.

W każdym pomieszczeniu w domu stoi już łóżko z piernatem – narzekały gospodynie.

Żeby podtrzymać wzrost konsumpcji produktów drobiowych, wieśniacy wymyślali najróżniejsze rzeczy. Weszło w modę kupowanie każdego miesiąca nowego materaca wypełnionego pierzem. Należało mieć większe domy, żeby pomieścić te materace. I każdy musiał mieć wiele podwórek pełnych kurczaków. Spory z innymi wioskami rozstrzygano poprzez bitwy na jajka.

Musimy stworzyć popyt na więcej kurczaków! – krzyczał burmistrz, który był szwagrem człowieka w kapeluszu. – Dzięki temu nadal będziemy się bogacić.

Pewnego dnia mieszkająca w wiosce staruszka zauważyła inny problem. Podczas gdy kiedyś okoliczne pola były zielone i żyzne, teraz stały się brązowe i cuchnące. Cała roślinność została z nich usunięta pod uprawę zboża na paszę dla kurczaków. Sadzawki i strumyki, niegdyś pełne ryb, stały się teraz kloakami wypełnionymi gnojem.

Trzeba to przerwać! – powiedziała staruszka. – Jeżeli nadal będziemy powiększać nasze stada, wkrótce utoniemy w kurzym gównie!

Mężczyzna w kapeluszu odciągnął ją na bok i powiedział krzepiącym tonem: – Nie martw się, niedaleko stąd jest druga wioska, z mnóstwem żyznych pól. Mężczyźni z naszej wioski zamierzają przenieść produkcję kurczaków właśnie tam. A jeśli tamci się nie zgodzą… no cóż, nas jest więcej. Chyba nie myślisz poważnie o przerwaniu wzrostu. Jak inaczej twoi sąsiedzi spłacą swoje długi? W jaki inny sposób będę mógł tworzyć nowe krążki? Nawet ja bym wtedy zbankrutował.

I tak, jedna za drugą, wszystkie tereny zamieniły się w cuchnące kloaki, otaczające ogromne stada kurczaków, których nikt tak naprawdę nie potrzebował. Wioski walczyły ze sobą o nieliczne zielone przestrzenie, jakie pozostały i mogły jeszcze przez kilka lat podtrzymać dalszy wzrost. Jednak pomimo wysiłków tempo wzrostu zaczynało słabnąć. A w miarę jak wzrost spowalniał, zaczął wzrastać dług w relacji do przychodów. W końcu wielu ludzi wydawało wszystkie krążki, jakie mieli, wyłącznie na spłaty. Wielu zbankrutowało i musiało pracować za marną płacę dla innych, którzy również z ledwością byli w stanie wypełniać swoje zobowiązania wobec mężczyzny w kapeluszu. Coraz mniej ludzi mogło sobie pozwolić na zakup produktów drobiowych, dzięki czemu jeszcze trudniej było utrzymać popyt i wzrost. Pośród zabójczego dla środowiska nadmiaru kurczaków, coraz większa liczba ludzi miała zaledwie tyle, by nie umrzeć z głodu, co prowadziło do paradoksu niedostatku pośród obfitości.

I właśnie w tym miejscu jesteśmy dzisiaj.

 

Imperatyw wzrostu

Sądzę, że jest dla was jasne w jaki sposób ta historyjka odnosi się do prawdziwej gospodarki. Z powodu oprocentowania, w każdym dowolnym momencie ilość pieniędzy stanowiących dług jest większa od ilości pieniędzy, które już istnieją. Aby wytworzyć nowe pieniądze, dzięki którym cały system będzie mógł działać, musimy wyhodować więcej kurczaków – innymi słowy, musimy wytworzyć więcej “towarów i usług”. Głównym sposobem dokonania tej sztuki jest rozpoczęcie sprzedaży czegoś, co kiedyś było darmowe. To znaczy przekształcenie lasów w drewno, muzyki w produkt, idei we własność intelektualną, społecznej wzajemności w płatne usługi.

Za sprawą techniki, utowarowienie bezpłatnych wcześniej dóbr i usług nabrało w ciągu kilku ostatnich stuleci tempa i obecnie bardzo już niewiele pozostało poza sferą pieniądza. Ogromne wspólne obszary, czy to ziemi, czy kultury, zostały ogrodzone i sprzedane – tylko po to, by nadążyć za wykładniczym wzrostem pieniądza. To podstawowy powód faktu, że zamieniamy lasy w drewno, piosenki we własność intelektualną i tak dalej. To dlatego dwie trzecie amerykańskich posiłków jest dziś przygotowywanych poza domem. To dlatego ludowe lekarstwa z ziół ustąpiły miejsca produktom farmaceutycznym, dlatego opieka nad dziećmi stała się płatną usługą, dlatego sprzedaż wody do picia rośnie najszybciej, spośród wszystkich napojów.

Imperatyw wiecznego wzrostu, ukryty w pieniądzu opartym na odsetkach, napędza niepowstrzymaną przemianę życia, świata i ducha w pieniądz. Złowieszczego cyklu dopełnia fakt, że im więcej życia przekształcimy w pieniądz, tym więcej pieniędzy potrzebujemy, żeby żyć. To lichwa, a nie pieniądz, jest przysłowiowym źródłem wszelkiego zła.

Przyjrzyjmy się temu nieco dokładniej. Podobnie jak człowiek w kapeluszu, bank, bądź jakikolwiek inny pożyczkodawca zgodzi się pożyczyć ci pieniądze na ogół tylko wtedy, gdy ma podstawy sądzić, że mu je zwrócisz. To oczekiwanie może być oparte na spodziewanych przyszłych dochodach, zabezpieczeniu, albo wysokiej ocenie zdolności kredytowych. Wymuszają je poważne konsekwencje niewywiązywania się z płatności. Spłata długu zależy nie tylko od możliwości finansowych, ale także od różnych form społecznego, ekonomicznego i prawnego nacisku. Sądy mogą zarządzić zajęcie środków trwałych w celu wypełnienia zobowiązań dłużnych, a choć nie mamy już więzień dla dłużników,ii ci, którzy zalegają ze spłatami, są bezustannie nękani przez agencje windykacyjne, a ponadto odmawia im się mieszkań, zatrudnienia i ubezpieczeń. Przy tym wielu ludzi odczuwa moralne zobowiązanie do spłaty swych długów. To naturalne – także w gospodarkach daru ci, którzy otrzymali, podlegają społecznej i moralnej presji, nakazującej im dawać w zamian.

Pieniądze na spłatę podstawowego długu oraz odsetek pochodzą ze sprzedaży towarów lub usług. Mogą też pochodzić z kolejnych pożyczek. Ilekroć wydajesz pieniądze, w gruncie rzeczy stwierdzasz: “Wykonałem usługę albo dostarczyłem towar o wartości równoważnej temu, co kupuję”. Ilekroć pożyczasz pieniądze, oświadczasz, że w przyszłości wykonasz równoważną usługę lub towar. W teorii wszyscy powinni na tym korzystać, bowiem takie rozwiązanie pozwala łączyć dary z potrzebami nie tylko w przestrzeni i między różnymi zawodami, ale także w czasie. Pieniądz oparty na kredycie wymienia obecne dobra, na dobra przyszłe. To nie jest niezgodne z zasadami daru. Otrzymuję teraz, dam w przyszłości.

Problem zaczyna się wraz z odsetkami. Jako iż oprocentowany kredyt towarzyszy wszystkim nowym pieniądzom, w każdym dowolnym momencie wartość kredytu przewyższa wartość istniejących pieniędzy. Niedobór pieniędzy popycha nas do wzajemnej rywalizacji i wtrąca nas w ciągły, wbudowany w system stan niedostatku. To jest jak zabawa w komórki do wynajęcia, w której nigdy nie ma dość komórek, by ktokolwiek czuł się bezpiecznie. Nacisk długu jest nieodłączną częścią systemu. Choć niektórzy mogą spłacić swoje długi, system jako całość wymaga ogólnego i rosnącego stanu zadłużenia.

Ciągła, ukryta presja długu oznacza, że zawsze będą ludzie niespokojni lub zrozpaczeni – ludzie pragnący przeżyć, gotowi zrąbać ostatni las, złowić ostatnią rybę, sprzedać komuś tenisówki, zlikwidować te resztki społecznego, przyrodniczego, kulturowego lub duchowego kapitału, które jeszcze pozostały. Nigdy nie nastąpi chwila, w której będziemy mieli “dosyć”, bo w systemie kredytowym opartym na odsetkach dług nie jest tylko “dobrem teraz za dobro w przyszłości”, tylko dobrem teraz za więcej dóbr w przyszłości. Aby obsługiwać dług, albo po prostu żyć, musisz albo zabrać istniejące bogactwo komuś innemu (stąd rywalizacja), albo stworzyć “nowe” bogactwo, czerpiąc z własności wspólnej.

Oto konkretny przykład, ilustrujący jak to działa. Załóżmy, że przychodzisz do banku i mówisz: – Panie Bankierze, chciałbym pożyczyć 1 milion dolarów, żeby kupić ten las i uchronić go przed wycięciem. W ten sposób las nie przyniesie mi żadnego dochodu, więc nie będę w stanie zapłacić panu odsetek. Ale jeżeli będzie pan potrzebował pieniędzy, mogę sprzedać las i oddać panu ten milion dolarów.

Niestety, bankier będzie musiał odrzucić twoją propozycję, nawet jeżeli serce będzie mu podpowiadać, żeby się na nią zgodził. Natomiast jeżeli pójdziesz do banku i powiesz:

Chcę mieć milion dolarów, żeby kupić ten las, wynająć buldożery, ściąć go i wykarczować, a następnie sprzedać drewno za 2 miliony dolarów, z których zapłacę wam 12 procent i sam też nieźle zarobię – wtedy przebiegły bankier przystanie na twoją propozycję. W pierwszym przypadku nie powstają żadne nowe towary ani usługi, więc nie ma dostępu do pieniędzy. Pieniądz wędruje do tych, którzy tworzą nowe dobra. Właśnie dlatego istnieje wiele płatnych posad, wymagających robienia rzeczy związanych z przekształcaniem kapitału przyrodniczego i społecznego w pieniądz, a bardzo niewiele takich, w których płaci się za odzyskiwanie własności wspólnej oraz ochronę skarbów przyrody i kultury.

Mówiąc ogólnie, bezustanna presja na dłużników, zmuszająca ich do dostarczania towarów i usług, jest naturalnym naciskiem na wzrost gospodarczy (definiowany jako powiększenie ogólnej ilości towarów i usług sprzedawanych za pieniądze). Można też na to spojrzeć tak: Ponieważ dług jest zawsze większy, niż zasoby pieniądza, tworzenie pieniędzy rodzi przyszłe zapotrzebowanie na jeszcze więcej pieniędzy. Ilość pieniędzy musi rosnąć z czasem; nowy pieniądz trafia do tych, którzy będą wytwarzać towary i usługi, a zatem ilość towarów i usług też musi z czasem wzrastać.

Toteż nie chodzi o to, że pozorna bezgraniczność pieniądza, zauważana od czasów starożytnych Greków, pozwala nam wierzyć w możliwość wiecznego wzrostu. W rzeczywistości nasz system pieniężny wymusza ten wzrost. Większość ekonomistów uważa tę endemiczną presję na wzrost za coś dobrego. Twierdzą, że to motywuje do innowacji, do postępu, do zaspokajania coraz większej ilości potrzeb dzięki rosnącej bezustannie wydajności. Ekonomia oparta na oprocentowaniu jest zasadniczo i nieodmiennie ekonomią wzrostu, i poza bardzo radykalnym odłamem, większość ekonomistów i zapewne wszyscy decydenci uważają wzrost gospodarczy za przejaw sukcesu.

Cały system pieniężny oparty na oprocentowaniu działa dobrze dopóty, dopóki ilość towarów i usług wymienianych na pieniądze nadąża za ich wzrostem. Co jednak się dzieje, kiedy tak nie jest? Innymi słowy, co się dzieje, kiedy tempo wzrostu gospodarczego jest niższe od poziomu odsetek? Podobnie jak ludzie z przypowieści, musimy to rozważyć w naszym świecie, który chyba zbliża się do granic wzrostu.

 

koncentracja bogactwa

Ponieważ wzrost gospodarczy jest prawie zawsze niższy od poziomu odsetek, łatwo dociec co na ogół następuje w takich warunkach. Jeśli dłużnicy, ogólnie rzecz biorąc, nie są w stanie spłacać odsetek z tworzonego przez siebie majątku, muszą przekazywać wierzycielom coraz większą część tego, co już posiadają i/lub przeznaczać coraz większą część swoich obecnych i przyszłych dochodów na obsługę długu. Kiedy ich środki i dochody ulegną wyczerpaniu, stają się niewypłacalni. Nie może być inaczej, kiedy przeciętny zwrot z inwestycji jest niższy od przeciętnej wysokości odsetek płaconych za dostęp do zainwestowanego kapitału. Niewywiązywanie się z płatności jest nieuniknione w przypadku pewnej części pożyczkobiorców.

Niewypłacalność, przynajmniej teoretycznie, nie musi być złą rzeczą – to po prostu negatywne konsekwencje decyzji, które nie powiększają ogólnego dobra, to znaczy nie owocują bardziej wydajną produkcją dóbr pożądanych przez ludzi. Dzięki niej kredytodawcy starają się nie pożyczać komuś, kto raczej nie przysporzy korzyści gospodarce, a pożyczkobiorcy muszą działać w sposób, który tych korzyści przysporzy. Nawet w systemie o zerowym oprocentowaniu ludzie mogą stać się niewypłacalni, jeśli podejmują głupie decyzje, ale tam nie ma wbudowanej, organicznej konieczności niewypłacalności.

Pomijając ekonomistów, nikt nie lubi niewywiązywania się z płatności – a już najmniej wierzyciele, bo wtedy ich pieniądze znikają. Jednym ze sposobów zapobiegania takiej sytuacji, przynajmniej chwilowo, jest pożyczenie dłużnikowi kolejnych pieniędzy, żeby mógł nadal spłacać pierwotny dług. To może być uzasadnione w sytuacji, kiedy dłużnik przeżywa chwilowe trudności, albo gdy istnieją podstawy, żeby sądzić, że lada moment wydajność wzrośnie na tyle, że spłata kredytu będzie możliwa. Często jednak pożyczkodawcy dorzucają dobry pieniądz do złego, tylko dlatego, że nie chcą zaksięgowywać strat spowodowanych przez niewypłacalność. Strat, które rzeczywiście mogą doprowadzić do ich bankructwa. Dopóki dłużnik płaci, wierzyciel może udawać, że wszystko jest w porządku.

Tak zasadniczo wygląda sytuacja, w której światowa gospodarka znajduje się od kilku lat. Po całych latach, a nawet dziesięcioleciach, kiedy wysokość oprocentowania znacznie przekraczała poziom wzrostu gospodarczego, bez rekompensującego ten fakt wzrostu liczby niewypłacalności, stoimy wobec ogromnego nawisu dłużnego. Rząd, na życzenie sektora finansowego (to znaczy wierzycieli, właścicieli pieniędzy), robił co mógł, by zapobiegać niewypłacalnościom i zachować w księgach pełną wartość długu. Liczył na to, że odnowiony wzrost gospodarczy pozwoli na dalszą obsługę wierzytelności.iii “Wyrośniemy z długu” łudzili się politycy.

Zatem na poziomie politycznym istnieje taka sama presja na tworzenie “wzrostu gospodarczego”, co na poziomie poszczególnych ludzi oraz firm. Na dłużnika wywierana jest presja, nakazująca mu coś sprzedać, chociażby tylko swoją pracę, żeby uzyskać pieniądze na spłatę długu. Do tego zasadniczo sprowadzają się pro-wzrostowe działania polityczne – ułatwiają owo “sprzedawanie czegoś”, a tym samym przekształcanie w pieniądz kapitału przyrodniczego, społecznego i innego. Gdy łagodzimy przepisy regulujące zanieczyszczenia gazowe, ułatwiamy przekształcanie w pieniądz życiodajnej atmosfery. Kiedy dofinansowujemy budowę leśnych dróg, przyczyniamy się do zamiany ekosystemów w pieniądze. Gdy Międzynarodowy Fundusz Walutowy (MFW) naciska na rządy, by prywatyzowały opiekę społeczną i ograniczały wydatki, dąży do przekształcenia w pieniądz kapitału społecznego.

Właśnie dlatego w Ameryce zarówno demokraci, jak i republikanie, są równie skorzy do “otwierania nowych rynków”, “egzekwowania praw autorskich” i tak dalej. I dlatego też wszelkie fragmenty wspólnego dobra, których nie można eksploatować, takie jak złoża ropy na chronionych obszarach Alaski, lokalne gospodarki żywnościowe wspierane przez cła, czy rezerwaty przyrody w Afryce, są przedmiotem ciągłych ataków ze strony polityków, korporacji i kłusowników. Jeżeli królestwo pieniądza przestanie rosnąć, przestrzeń pomiędzy niewypłacalnością i polaryzacją bogactwa zwęzi się do zera, czego rezultatem będą niepokoje społeczne, a w końcu rewolucja. Bez wzrostu nie ma innej alternatywy, skoro długi rosną w postępie geometrycznym w świecie, który jest skończony.

Kiedy ten wzrost, to przekształcanie wspólnego dobra w pieniądz, następuje w tempie szybszym, niż przyrost odsetek, wszystko jest w porządku (przynajmniej z perspektywy finansowej, choć już nie z ludzkiej, ani ekologicznej). Jeżeli popyt na kurczaki jest wystarczający, a zasoby naturalne umożliwiają ich wyżywienie, wieśniacy mogą pożyczać na 10 procent, żeby zwiększać swoje stada o 20 procent. Używając konwencjonalnego języka, kapitał inwestycyjny daje wzrost większy od swego kosztu, toteż pożyczkobiorca osiąga dochody po spłaceniu należności kredytodawcy. Tak było w czasach Dzikiego Zachodu, kiedy nie brakowało majątku do zajęcia. I tak jest nadal w społeczeństwach, w których relacje społeczne nie zostały w pełni zmonetyzowane – z żargonie ekonomicznym nosi to nazwę “nierozwiniętego rynku”. Tylko przy wzroście gospodarczym “fala unosi wszystkie łodzie” – wierzyciele się bogacą, a dłużnicy też mogą prosperować.

Lecz nawet w dobrych czasach wzrost rzadko jest wystarczająco szybki, by nadążyć za odsetkami. Wyobraźcie sobie teraz, że wieśniacy są w stanie zwiększyć swoje stada tylko o 5 procent w ciągu roku. Zamiast spłacać bankierom część osiągniętego przyrostu, muszą (średnio rzecz biorąc) oddawać go w całości, wraz z częścią już posiadanego majątku i/lub przyszłych zarobków. Koncentracja bogactwa – zarówno dochodów, jak i środków trwałych, jest nieuniknionym następstwem długu rosnącego szybciej, niż towary i usługi.

Myśliciele ekonomiczni już od starożytności dostrzegali istotę tego problemu. Arystoteles zauważył, że ponieważ pieniądz jest “bezpłodny” (to znaczy nie mnoży się, tak jak bydło lub pszenica), pożyczanie na procent jest niesprawiedliwe. Wynikającą z lichwy koncentrację bogactwa zaobserwowano wiele razy już do roku 350 p.n.e., a później miała się ona przydarzać wielokrotnie. Tak było w czasach rzymskich. Dopóki imperium szybko się powiększało, zyskując nowe ziemie i nowe daniny, wszystko działało znośnie i skrajna koncentracja bogactwa nie występowała. Nasiliła się dopiero wtedy, kiedy rozrost stał się wolniejszy, a liczna niegdyś klasa drobnych rolników, stanowiąca trzon legionów, zamieniła się w peonów. Nie minęło wiele czasu, zanim gospodarka imperium nabrała charakteru niewolniczego.

Nie muszę roztrząsać podobieństw między Rzymem i dzisiejszym światem. W miarę spowolnienia wzrostu, zarówno pojedynczy ludzie, jak i całe narody, znajdują się dziś często w sytuacji przypominającej rzymski peonaż dłużny. Coraz większa część dochodu idzie na obsługę długu, a kiedy to nie wystarcza, posiadane wcześniej środki stają się zabezpieczeniem i są przejmowane, do czasu, gdy nie zostaje już nic. Stąd amerykański kapitał własny topnieje bezustannie od ponad pół wieku, z 85 procent w roku 1950 do około 40 procent obecnie (wliczając w to jedną trzecią ludzi, którzy posiadają swe domy bez żadnego zadłużenia). Innymi słowy, ludzie nie są już właścicielami tego, co posiadają. Większość znanych mi osób nie ma własnych aut, tylko wynajmuje swe pojazdy od banków poprzez pożyczki. Nawet korporacje borykają się z bezprecedensowym stopniem zadłużenia, toteż duża część ich dochodów trafia do banków i posiadaczy obligacji. To samo dotyczy większości państw – stosunek długu do PKB rośnie zastraszająco. Na każdym poziomie, w coraz większym stopniu jesteśmy niewolnikami długu, a owoce naszej pracy trafiają do kredytodawców.

Nawet jeżeli nie macie długów, koszty oprocentowania wpływają na cenę prawie wszystkiego, co kupujecie. Przykładowo, około 10 procent wydatków rządu USA (a także podatków) idzie na obsługę oprocentowania narodowego długu. Jeśli wynajmujecie dom, większość kosztów wynajmu pochłania największy wydatek właściciela – hipoteka. Gdy jecie posiłek w restauracji, jego cena odzwierciedla koszt kapitału restauratora. Co więcej, koszty elektryczności zużywanej przez tę restaurację, produktów żywnościowych oraz wynajmu lokalu również zawierają odsetki, które dostawcy tych dóbr płacą od kapitału, i tak dalej, po kolei. Wszystkie te pieniądze są rodzajem daniny, podatku od wszystkiego, co kupujemy, i trafiają do właścicieli pieniędzy.

Odsetki zawierają sześć składników: premię za ryzyko niewypłacalności, koszt udzielenia pożyczki, premię inflacyjną, premię za płynność, premię za zapadalność oraz premię za zerowe ryzyko.iv Dyskutując w sposób bardziej wyrafinowany, można dojść do wniosku, że tylko trzy ostatnie elementy – a zwłaszcza ostatni – mają charakter lichwiarski. Bez nich koncentracja bogactwa nie jest już pewna, gdyż ta część pieniędzy nie pozostaje w ręku kredytodawcy. (Jednak presja na wzrost będzie występować nadal.) Tym niemniej, w naszym obecnym systemie, cała szóstka przyczynia się do przewagi oprocentowania. To oznacza, że ci, którzy posiadają pieniądze, mogą powiększać swój majątek wyłącznie poprzez fakt, że je mają. O ile pożyczkobiorcy nie będą w stanie zwiększać swego majątku równie szybko, co jest możliwe tylko w gospodarce, która się rozwija, bogactwo będzie się koncentrować w rękach kredytodawców.

Ujmę to w prosty sposób: jakaś część oprocentowania mówi: “Ja mam pieniądze, a ty ich potrzebujesz, więc pobiorę od ciebie opłatę za dostęp do nich – tylko dlatego, że mogę, tylko dlatego, że je mam, a ty nie.” Aby uniknąć polaryzacji bogactwa, ta część musi być niższa od tempa wzrostu gospodarczego, w przeciwnym razie samo posiadanie pieniędzy pozwala na szybszy wzrost bogactwa niż przeciętna wydajność inwestycji kapitałowych. Innymi słowy, bogacisz się szybciej posiadając, niż produkując. W praktyce dzieje się tak prawie zawsze, bo kiedy wzrost gospodarczy przyśpiesza, władze podwyższają oprocentowanie. Uzasadnieniem jest zapobieganie inflacji, ale umożliwia to także wzrost bogactwa i siły posiadaczy pieniędzy.v Wobec braku działań redystrybucyjnych, koncentracja bogactwa nasila się zarówno w czasach dobrych, jak i złych.

Generalna zasada jest taka, że im więcej masz pieniędzy, tym mniej śpieszysz się z ich wydawaniem. Toteż od czasów starożytnej Grecji ludzie wykazywali coś, co Keynes nazwał “preferencją płynności” – woleli mieć pieniądze, niż dobra, chyba, że owe dobra były im pilnie potrzebne. Ta preferencja jest nieunikniona, kiedy pieniądz staje się uniwersalnym środkiem i celem. Oprocentowanie wzmaga preferencję płynności, zachęcając tych, którzy już mają pieniądze, do ich zachowywania. Ci, którzy potrzebują pieniędzy, muszą teraz płacić tym, którzy ich nie potrzebują, za korzystanie z ich środków finansowych. Te płatności – oprocentowanie pożyczki – muszą pochodzić z przyszłych zarobków. To kolejny sposób na objaśnienie tego, w jaki sposób odsetki przepompowują pieniądze od biednych do bogatych.

Można by uzasadnić wypłatę odsetek w przypadku długoterminowych, pozbawionych płynności i ryzykownych inwestycji, bo takie oprocentowanie jest właściwie rodzajem rekompensaty za rezygnację z płynności. Jest to zgodne z zasadami daru, bo kiedy coś komuś ofiarowujesz, często otrzymujesz w zamian większy dar (ale nie zawsze i nigdy nie masz co do tego absolutnej pewności, stąd ryzyko). Jednak w obecnym systemie nawet ubezpieczane przez państwo depozyty na żądanie i krótkoterminowe, wolne od ryzyka rządowe papiery wartościowe są oprocentowane, co pozwala “inwestorom” na czerpanie zysków, choć zasadniczo zachowują pieniądze dla siebie. Ten składnik zerowego ryzyka jest dodawany jako ukryta premia do wszystkich innych pożyczek, co jest gwarancją iż ci, którzy posiadają, będą posiadać więcej i więcej.vi

Podwójna presja, która opisałem – na wzrost królestwa pieniądza i na polaryzację bogactwa – to dwa aspekty tej samej siły. Pieniądz rośnie albo poprzez pożeranie tego, co nie zostało zmonetyzowane, albo pożera sam siebie. Gdy pierwsza możliwość zostaje wyczerpana, wzrasta presja na drugą i koncentracja bogactwa ulega nasileniu. Kiedy do tego dochodzi, narasta kolejna presja – na redystrybucję bogactwa. W końcu narastająca polaryzacja bogactwa i biedy nie może trwać wiecznie.

 

Redystrybucja bogactwa i wojna klasowa

Bez redystrybucji bogactwa, w systemie pieniężnym opartym na oprocentowanym długu nieunikniony jest chaos, zwłaszcza wtedy, gdy wzrost staje się wolniejszy. Tym niemniej ta redystrybucja zawsze natrafia na opór bogatych, bo to ich majątek jest rozdzielany. Toteż polityka gospodarcza stanowi próbę znalezienia równowagi pomiędzy redystrybucją i zachowaniem bogactwa, i zmierza z czasem do dokonywania minimalnej redystrybucji, jaka jest konieczna do utrzymania porządku społecznego.

Rządy liberalne usiłują tradycyjnie łagodzić koncentrację bogactwa poprzez działania redystrybucyjne, takie jak progresywny podatek dochodowy, podatki od nieruchomości, programy opieki społecznej, wysokie płace minimalne, powszechna opieka zdrowotna, bezpłatne szkolnictwo wyższe i tak dalej. Te działania rozdzielają bogactwo na nowo, ponieważ choć podatki obciążają niewspółmiernie bogatych, wydatki przynoszą wszystkim jednakowe korzyści, albo nawet faworyzują biednych. W systemie opartym na oprocentowaniu przeciwdziała to naturalnej tendencji do koncentracji bogactwa, ale, przynajmniej na krótką metę, jest sprzeczne z interesami bogatych, i dlatego przy obecnym konserwatywnym klimacie politycznym takie środki są nazywane walką klasową.

Przeciwne działaniom redystrybucyjnym rządy konserwatywne zdają się uważać koncentrację bogactwa za coś dobrego. Wy też możecie tak uważać, jeśli jesteście bogaci, gdyż koncentracja bogactwa oznacza więcej dla was i mniej dla wszystkich innych. Zatrudnianie pomocy domowej jest tańsze. Wasz względny majątek, władza i przywileje są większe.vii Toteż rządy służące (krótkoterminowym) interesom bogatych opowiadają się za przeciwieństwem wspomnianych wcześniej działań redystrybucyjnych – liniowym podatkiem od dochodu, obniżaniem podatków od nieruchomości, ograniczaniem programów socjalnych, prywatyzacją opieki zdrowotnej i podobnymi praktykami.

W latach 30. XX wieku Stany Zjednoczone i liczne inne kraje stanęły przed wyborem – mogły albo redystrybuować bogactwo w sposób łagodny, poprzez wydatki socjalne i opodatkowanie bogatych, albo pozwolić na to, by koncentracja bogactwa trwała do momentu, gdy nastąpi rewolucja i gwałtowna redystrybucja. Do lat 50. większość państw przyjęła kompromis ustanowiony przez program New Deal – bogaci mieli pozostać na szczycie, ale poprzez podatki mieli oddać taką ilość majątku, która równoważyłaby korzyści z posiadania kapitału. Ten kompromis działał przez jakiś czas, dopóki wzrost pozostawał wysoki, czyli aż do początku lat 70.

Jednak to łagodne rozwiązanie niesie wiele niepożądanych konsekwencji. Wysokie podatki dochodowe są karą dla tych, którzy dużo zarabiają, a nie tych, którzy po prostu dużo posiadają. Ponadto prowadzą do niekończącej się walki pomiędzy władzami podatkowymi, a obywatelami, którzy zazwyczaj znajdują sposoby na uniknięcie płacenia przynajmniej części podatków, zatrudniając przy tym dziesiątki tysięcy prawników i księgowych. Czy można to uznać za właściwe użytkowanie zasobów ludzkich? Co więcej, jest to system w którym jedną ręką dajemy coś właścicielom pieniędzy, a zabieramy im drugą.

W systemie opartym na oprocentowaniu wojna klasowa jest nieunikniona czy to w formie stłumionej, czy jawnej. Krótkoterminowe interesy posiadaczy bogactwa są przeciwstawne do interesów klasy dłużników. Kiedy to piszę, równowaga jest przechylona na stronę bogatych. Ich polityczni reprezentanci zlikwidowali w większości krajów Zachodu różnorakie redystrybucyjne programy społeczne wypracowane w latach 30. XX wieku. Przez jakiś czas po drugiej wojnie światowej wysoki wzrost przesłaniał nieuchronność walki klasowej, ale ta epoka minęła. W nadchodzących latach, dopóki system pieniężny nie przejdzie gruntownej przemiany, możemy oczekiwać, że ta walka będzie się nasilać. Ta książka zmierza do zmiany podstawowych zasad i całkowitego usunięcia potrzeby istnienia walki klasowej.

W miarę jak rozpada się umowa społeczna wynegocjowana w latach 30., a poziom długu osiąga wartość kryzysową, mogą okazać się konieczne bardziej radykalne środki. W starożytności niektóre społeczeństwa radziły sobie z polaryzacją bogactwa poprzez okresowe unieważnianie długów. Do przykładów należy sejsachteja, czyli “strząśnięcie ciężarów”, reforma Solona, w ramach której długi zostały zniesione, a peonaż dłużny zakończony, oraz rok jubileuszowy antycznych Hebrajczyków. “Pod koniec siódmego roku przeprowadzisz darowanie długów. Na tym będzie polegało darowanie długów: każdy wierzyciel daruje pożyczkę udzieloną bliźniemu, nie będzie się domagał zwrotu od bliźniego lub swego brata, ponieważ ogłoszone jest darowanie ku czci Pana” (Księga Powtórzonego Prawa 15:1-2). Obie te praktyki były znacznie bardziej radykalne, niż bankructwo, bo dłużnik zachowywał swój dobytek i zabezpieczenie. Pod rządami Solona zwracano nawet ziemię pierwotnym właścicielom.

Bliższym nam przykładem takich działań było częściowe anulowanie długów zagranicznych zubożałym państwom dotkniętym przez katastrofy. Na przykład w 2008 roku MFW, Bank Światowy oraz Międzyamerykański Bank Rozwoju unieważniły zagraniczny dług Haiti. Od kilkudziesięciu lat istnieje szerszy ruch na rzecz ogólnego anulowania długów Trzeciego Świata, ale do tej pory efekty jego działań są znikome.

Pokrewną formą redystrybucji jest bankructwo, w ramach którego dłużnik zostaje zwolniony od zobowiązań, zazwyczaj po utracie na rzecz kredytodawców większości swego majątku. Mimo wszystko jest to nominalny transfer bogactwa od wierzyciela do dłużnika, ponieważ wartość majątku jest mniejsza od długu. W ostatnich czasach ogłoszenie osobistego bankructwa w Stanach Zjednoczonych stało się znacznie trudniejsze, bowiem prawo (zmienione na żądanie emitentów kart kredytowych) zmusza teraz dłużnika do przestrzegania planu płatności, który przez długi czas przenosi część jego dochodów na kredytodawcę.viii W coraz większym stopniu długi stają się nieuniknionym, trwającym całe życie żądaniem pracy od dłużnika, który staje się peonem. W przeciwieństwie do sejsachtei,czy roku jubileuszowego, bankructwo przenosi własność środków trwałych na wierzyciela, który staje się posiadaczem kapitału zarówno fizycznego, jak i finansowego. Były dłużnik nie ma wielkiego wyboru i musi zadłużać się ponownie. Bankructwa są zaledwie czkawką koncentracji bogactwa.

Bardziej skrajne jest bezpośrednie odrzucenie długu – odmowa spłaty lub przekazania zabezpieczenia wierzycielowi. W normalnych warunkach kredytodawca może oczywiście wnieść sprawę do sądu i użyć sił państwa do przejęcia własności dłużnika. Odrzucenie osobistego długu jest możliwe tylko wtedy, gdy system prawny i instytucje państwa zaczynają się rozpadać.ix Taki rozwój wypadków potwierdza to, że pieniądz i własność są społecznymi umowami. Odarty z tego wszystkiego, co się opiera na konwencjonalnej interpretacji symboli, Warren Buffett nie jest bogatszy ode mnie, tyle tylko, że może ma większy dom. O ile przyjmiemy, że ów dom należy do niego na mocy aktu notarialnego, który też jest kwestią umowną.

Kiedy to piszę, odrzucenie długu nie jest raczej opcją dla zwykłych obywateli. Jednak w przypadku suwerennych państw może to wyglądać zupełnie inaczej. Teoretycznie kraje o prężnej gospodarce i zasobach nadających się do wymiany z sąsiadami mogą po prostu nie wywiązywać się ze spłacania zagranicznych długów. W praktyce rzadko to robią. Władcy, demokratyczni bądź inni, zazwyczaj sprzymierzają się z globalnym estabishmentem finansowym, za co są sowicie wynagradzani. Jeśli się temu przeciwstawiają, spotykają ich najróżniejsze przejawy niechęci. Media i rynki obligacji zwracają się przeciwko nim, oni sami zyskują miano “nieodpowiedzialnych”, “lewackich” lub “niedemokratycznych”, ich opozycja polityczna zyskuje wsparcie światowych potęg. Tacy przywódcy mogą nawet doczekać się zamachu stanu albo inwazji. Każdy rząd, który opiera się przekształcaniu swego kapitału społecznego i przyrodniczego w pieniądz, podlega presji i jest karany. Właśnie to miało miejsce na Haiti, gdzie prezydent Aristide oparł się polityce neoliberalnej i został obalony przez zamach stanu w 1991 roku, oraz powtórnie, w 2004. To stało się w Hondurasie, w 2009 roku, to samo zdarzało się na całym świecie wiele setek razy. (Kuba, a w bliższych nam czasach także Wenezuela uniknęły tego losu, i jak dotąd nie doszło tam do inwazji.) Całkiem niedawno, w październiku 2010 roku, zamach stanu w Ekwadorze o mało nie doprowadził do zmiany władzy. W roku 2008 Ekwador odrzucił dług wynoszący 3,9 miliarda dolarów, a później zrestrukturyzował go, godząc się zapłacić 35 centów za dolara. Taki jest los każdego państwa, które opiera się reżimowi długu.

John Perkins, były ekonomista, opisuje podstawową strategię w książce Confessions of an Economic Hit Man (“Wyznania ekonomicznego zabójcy”): najpierw łapówki dla rządzących, potem groźby, potem zamach stanu, a potem, jeśli wszystko inne zawiedzie, inwazja. Celem jest zmuszenie danego kraju do zaakceptowania i spłacania pożyczek – wejścia w stan zadłużenia i pozostania w nim.

Zarówno w przypadku jednostek, jak i całych państw, dług często zaczyna się od wielkiego projektu – budowy portu lotniczego, systemu drogowego lub drapacza chmur, remontu domu albo edukacji na college’u – który obiecuje wielkie korzyści w przyszłości, ale w rzeczywistości wzbogaca siły zewnętrzne i zatrzaskuje pułapkę zadłużenia. W dawnych czasach imperia wymuszały daniny za pomocą swej potęgi militarnej, dziś służy im do tego dług. Dług zmusza narody i pojedynczych ludzi do poświęcania swej produktywności pieniądzowi. Jednostki rezygnują z marzeń i poświęcają pracę na spłacanie zadłużenia. Narody przekształcają drobnotowarowe rolnictwo oraz lokalną samowystarczalność, nie generującą zagranicznej wymiany, w uprawy eksportowe i marnie opłacaną produkcję towarów, które ją generują.x Haiti było zadłużone od roku 1825, kiedy zmuszono je do zrekompensowania Francji własności (to znaczy niewolników) utraconej podczas niewolniczego buntu w 1804. Kiedy spłaciło swój dług? Nigdy.xi Kiedy którykolwiek z krajów Trzeciego Świata spłaci długi i poświęci swoją produkcyjność dobru własnych obywateli? Nigdy. Kiedy większość z was spłaci pożyczki studenckie, karty kredytowe i hipoteki? Nigdy.

Mimo to, zarówno na poziomie osobistym, jak i całych państw, czas odrzucenia długów może być bliższy, niż sądzimy. Legalność status quo jest na wyczerpaniu i jeśli zaledwie kilku dłużników odrzuci swoje długi, reszta pójdzie za ich przykładem. Istnieje nawet solidna podstawa prawna odrzucenia – zasada niegodziwego długu, która mówi, że dług zaciągnięty oszukańczo jest nieważny. Narody mogą kwestionować długi zaciągnięte przez dyktatorów, którzy zmówili się z kredytodawcami, aby wzbogacić siebie i swoich kumpli, oraz realizować gigantyczne projekty, nie służące narodowi. Jednostki mogą nie godzić się na pożyczki konsumenckie i hipoteczne sprzedane im w sposób kłamliwy. Być może już wkrótce nadejdzie czas, kiedy strząśniemy z siebie ciężary.

 

Inflacja

Ostatnim sposobem redystrybuowania bogactwa jest inflacja. Na pozór jest to ukryta, częściowa forma anulowania długu, ponieważ umożliwia jego spłatę w walucie o wartości mniejszej, niż była w chwili zaciągania pożyczki. To siła równoważąca, ograniczająca z czasem zarówno wartość pieniądza, jak i długu. Jednak sprawy nie wyglądają tak prosto, jak mogłoby się wydawać. Bowiem inflacji towarzyszy zazwyczaj wzrost oprocentowania, wynikający zarówno z tego, że władze monetarne podwyższają je, żeby “walczyć z inflacją”, jak i z faktu, że potencjalni kredytodawcy woleliby inwestować w towary nie podlegające inflacji, niż pożyczać swoje pieniądze na odsetki niższe od wskaźnika inflacji.xii

Konwencjonalna ekonomia głosi, że inflacja wynika ze wzrostu zasobów pieniądza bez odpowiadającego mu wzrostu podaży dóbr. Jak zatem wzrasta ilość pieniądza? W latach 2008-2009 Rezerwa Federalna obcięła odsetki nieomal do zera i ogromnie zwiększyła bazę monetarną nie wywołując żadnej znaczącej inflacji. Stało się tak dlatego, że banki nie zwiększyły wartości kredytów, które przekazują pieniądze w ręce wydających je ludzi oraz firm. Miast tego, wszystkie te nowe pieniądze tkwiły w rezerwach bankowych albo zalewały rynki akcji, skąd wziął się wzrost cen na giełdzie, trwający od marca do sierpnia 2009.

Nic więc dziwnego, zważywszy brak pożyczkobiorców o zdolności kredytowej i wzrost gospodarczy, że niskie oprocentowanie w niewielkim stopniu pobudziło kredyty. Nawet gdyby Fed wykupił każdą dostępną na rynku obligację skarbową, zwiększając bazę monetarną dziesięciokrotnie, inflacja nadal mogłaby nie nastąpić. Żeby nastąpiła, pieniądze muszą znaleźć się w rękach ludzi, którzy je wydadzą. Czy pieniądz, którego nikt nie wydaje, jest nadal pieniądzem?xiii Nasza newtonowsko-kartezjańska intuicja postrzega pieniądz jako rzecz, a tak naprawdę jest on relacją. Gdy jest skoncentrowany w ręku nielicznych, staje się mniej związany z tym, co podtrzymuje i wzbogaca życie.

Subwencyjne programy Rezerwy Federalnej oddawały pieniądz głównie w ręce banków, gdzie ów pieniądz pozostawał. W czasach gospodarczej recesji, chcąc dostarczyć pieniądze ludziom, którzy je wydadzą, trzeba ominąć proces prywatnego tworzenia kredytu, który głosi “Będziesz mieć dostęp do pieniędzy tylko wtedy, gdy wytworzysz ich jeszcze więcej.” Głównym sposobem osiągnięcia tego celu jest bodziec fiskalny – to znaczy wydatki rządowe. Takie wydatki są rzeczywiście potencjalnie inflacjogenne. Dlaczego inflacja jest zła? Nikt nie lubi rosnących cen, ale jeśli dochody rosną równie szybko, to kto na tym traci? Tracą jedynie ludzie, którzy mają oszczędności, ci, którzy mają długi, zyskują. Tym, czego obawiają się zwyczajni ludzie, jest inflacja cenowa, bez inflacji płacowej. Jeżeli rosną zarówno ceny, jak i płace, wtedy inflacja jest zasadniczo podatkiem nałożonym na bezczynne pieniądze, redystrybucją bogactwa, odbieraniem go bogatym i przeciwdziałaniem skutkom oprocentowania.xiv Do tego dobroczynnego aspektu inflacji wrócimy jeszcze później, kiedy będziemy rozważać systemy pieniężne o ujemnym oprocentowaniu.

Standardowa teoria głosi, że rząd może finansować inflacjogenne wydatki przez opodatkowanie, albo przez wzrost deficytu. Dlaczego wydatki finansowane z podatków miałyby być inflacjogenne? W końcu odbierają tylko pieniądze jednym ludziom i dają je innym. Są inflacjogenne tylko wtedy, gdy odbierają je bogatym i dają biednym – tym, którzy wydadzą je szybko. Z tego samego powodu zwiększanie deficytu jest inflacjogenne tylko wtedy, gdy pieniądze trafiają do tych, którzy je wydadzą, a nie, na przykład, do wielkich banków. W obu przypadkach inflacja jest bardziej skutkiem, albo objawem redystrybucji bogactwa, niż środkiem do jej osiągnięcia.xv

Zatem inflacja nie może być postrzegana jako coś odrębnego od bardziej podstawowych form redystrybucji bogactwa. Nie przypadkiem więc polityczni konserwatyści, będący tradycyjnie strażnikami interesów ludzi bogatych, są najbardziej gorliwymi “jastrzębiami deficytu”. Sprzeciwiają się deficytowym wydatkom, które na ogół oddają pieniądze tym, którzy są winni, a nie tym, którzy posiadają. Jeśli im się nie uda i deficytowe wydatki zostaną dokonane, opowiadają się za redukcją kosztów, zwiększeniem oprocentowani i spłatą długu publicznego, która zasadniczo jest redystrybucją bogactwa w przeciwną stronę. Przywołując widmo inflacji, wygłaszają swe argumenty nawet wtedy, gdy nie widać nawet śladu rzeczywistej inflacji.

W zasadzie każdy rząd dysponujący suwerenną walutą może tworzyć nieograniczone ilości pieniądza bez potrzeby opodatkowania. Wystarczy, że będzie drukował banknoty, albo zmusi bank centralny do kupowania obligacji o zerowym oprocentowaniu. Owszem, to będzie inflacjogenne – płace i ceny będą rosły, a relatywna wartość zgromadzonego bogactwa będzie spadać. Fakt, że miast tego rządy wykorzystują mechanizm oprocentowanych obligacji do tworzenia pieniądza, jest kluczowym wskaźnikiem charakteru naszego systemu pieniężnego. Bo oto tutaj, w samym sercu suwerennej władzy rządu, składa się hołd posiadaczom pieniędzy.

Dlaczego rząd powinien płacić odsetki bogatym za niezawisły przywilej wydawania waluty? Od czasów antycznych prawo bicia monety było uważane za świętą lub polityczną funkcję, ustalającą miejsce społecznej władzy. Nie ma wątpliwości gdzie ta władza znajduje się dzisiaj. “Pozwólcie mi emitować i kontrolować pieniądz jakiegoś państwa, a nie dbam o to, kto stanowi prawa,” powiedział Meyer Rothschild. Dziś pieniądz służy prywatnemu bogactwu. To jest, doprawdy, fundamentalna zasada lichwy. Jednak epoka lichwy zbliża się do końca, niebawem pieniądz będzie służyć innemu panu.

 

Więcej dla ciebie, to mniej dla mnie

Systemowe przyczyny chciwości, rywalizacji i niepokoju, zjawisk tak bardzo dziś powszechnych, przeczą niektórym naukom nurtu New Age, na które regularnie natrafiam. Chodzi o twierdzenia typu “Pieniądz to tylko forma energii”, albo “Każdy może doświadczyć monetarnej obfitości, jeśli po prostu się na nią nastawi.” Kiedy mistrzowie New Age radzą nam “uwolnić ograniczające nas przekonania związane z pieniędzmi”, “odrzucić mentalność niedostatku”, “otworzyć się na przepływ obfitości”, albo wzbogacić się poprzez siłę pozytywnego myślenia, ignorują ważną kwestię. Ich idee wypływają z ważnego źródła – świadomości, że niedostatek w naszym świecie jest tworem naszych kolektywnych przekonań, a nie podstawową rzeczywistością. Lecz te poglądy, z samej swojej natury, są niespójne z systemem pieniężnym, który mamy dzisiaj.

Oto jasno wyrażony przykład takiego typu myślenia, z książki The Soul of Money (“Dusza pieniądza”), napisanej przez Lynne Twist:

 

Pieniądz sam w sobie nie jest dobry ani zły, nie ma władzy, ani nie jest jej pozbawiony. To nasza interpretacja pieniądza, nasze relacje z nim, wyrządzają prawdziwą szkodę, ale to także miejsce, w którym mamy możliwość odkryć siebie samych i przejść osobistą transformację.

 

Lynne Twist jest wizjonerską filantropką, która zainspirowała wielu ludzi do wykorzystywania pieniędzy w dobrych celach. Ale możecie sobie wyobrazić jak te słowa brzmią w uszach kogoś, kto jest pozbawiony środków do życia. Pamiętam, że kilka lat temu, kiedy byłem bez grosza, czułem irytację, kiedy pełni dobrych chęci przyjaciele mówili mi, że mój problem wynika z “nastawienia na niedobór”. Kiedy wali się gospodarka całego państwa, takiego jak Łotwa czy Grecja, i miliony ludzi bankrutują, czy mamy wszystko zrzucać na ich nastawienie? A co z biednymi, głodnymi dziećmi – czy one także wykazują mentalność niedoboru?

W dalszej części książki Twiest opisuje toksyczne nastawienie na niedobór następująco: “To jak dziecięca gra w komórki do wynajęcia, w której zawsze jest o jedno krzesło mniej, niż wynosi liczba grających. Skupiasz się na tym, żeby nie przegrać i nie zostać tym, dla kogo w końcu brakuje ‘komórki’.”

Jednak, jak już wspomniałem, system pieniężny jest grą w komórki do wynajęcia, szaloną przepychanką, w której ktoś musi przegrać. Jednak na głębszym poziomie Twist ma rację. Nie myli się co do tego, że system pieniężny jest odrostem naszego nastawienia na niedobór – podejścia opartego na jeszcze głębszym fundamencie, podstawowych mitach oraz ideologiach naszej cywilizacji, czymś, co nazywam Historią Własnego Ja i Historią Świata. Lecz nie możemy zmienić tylko naszego podejścia do pieniądza, musimy zmienić także sam pieniądz, który w końcu jest ucieleśnieniem naszych nastawień. Ostatecznie praca nad sobą jest nieodłączna od pracy w świecie. Jedno odbija drugie, jedno jest nośnikiem drugiego. Kiedy zmieniamy siebie, zmieniają się także nasze wartości i działania. Gdy wykonujemy jakąś pracę w świecie, rodzą się wewnętrzne kwestie, z którymi musimy się zmierzyć, bo w przeciwnym razie będziemy nieskuteczni. To właśnie ma miejsce, gdy odczuwamy duchowy wymiar światowego kryzysu, domagający się czegoś, co Andrew Harvey nazywa “świętym aktywizmem”.

System pieniężny, który mamy dzisiaj, jest przejawem mentalności niedoboru, która dominowała w naszej cywilizacji przez wieki. W miarę zmiany tej mentalności, zmieni się także system, stając się ucieleśnieniem nowej świadomości. Obecnie jest matematyczną niemożliwością, żeby więcej niż garstka ludzi żyła w obfitości, bowiem proces tworzenia pieniędzy zachowuje systemowy niedobór. Dobrobyt jednego człowieka jest ubóstwem drugiego.

Jedną z zasad “programowania dobrobytu” jest odrzucenie poczucia winy, płynącego z przekonania, że można być bogatym tylko wtedy, gdy ktoś inny jest biedny, że więcej dla ciebie, to mniej dla mnie. Problem polega na tym, że w obecnym systemie pieniężnym jest to prawdą! Więcej dla mnie rzeczywiście oznacza mniej dla ciebie. Zmonetyzowane królestwo rośnie kosztem przyrody, kultury, zdrowia i ducha. Nasze poczucie winy związane z pieniędzmi jest uzasadnione. Z pewnością pieniądze pozwalają nam na tworzenie pięknych rzeczy oraz organizacji walczących o szlachetne sprawy, lecz jeśli chcemy zarabiać z myślą o osiągnięciu tych celów, w pewnym momencie zabieramy Iksowi, żeby dać Igrekowi.

Zrozumcie, proszę, że nie chcę zniechęcać was do otwierania się na przepływ obfitości. Wręcz przeciwnie – bo gdy zrobi to wystarczająco wielu ludzi, system pieniężny ulegnie zmianie, dostosowując się do nowych przekonań. Dziś opiera się on na fundamencie Rozdzielenia. Jest to w tym samym stopniu skutkiem, co przyczyną naszego postrzegania, iż jesteśmy odrębnymi podmiotami we wszechświecie, który jest Inny. Otwarcie się na obfitość może nastąpić tylko wtedy, gdy odrzucimy tę tożsamość i przyjmiemy bogactwo naszej prawdziwej, połączonej istoty. Ta nowa tożsamość nie chce lichwy w żadnej postaci.

Oto skrajny przykład, ilustrujący ułomność “programowania dobrobytu”, a także, pośrednio, obecnego systemu pieniężnego. Kilka lat temu pewna kobieta przedstawiła mi bardzo szczególną organizację, do której przystąpiła. Nazywało się to “Obdarowywanie” i działało zasadniczo tak, że najpierw trzeba było “podarować” 10 000 dolarów osobie, która cię tam zaprosiła. Potem należało znaleźć czterech ludzi, z których każdy miał ci “podarować” 10 000 dolarów, po czym mógł przekazać koncepcję obdarowywania kolejnym czterem ludziom, którzy ofiarowywali mu w zamian 10 000 dolarów. W końcu każdy miał na czysto 30 000 dolarów. Ulotka opisująca program nazywała to oznaką ogólnej obfitości. Należało jedynie wykazać odpowiednio ekspansywną postawę. Nie muszę mówić, że ochoczo skorzystałem z tej okazji. Żartuję. Miast tego zapytałem ową kobietę: – Ale czy ty po prostu nie zabierasz pieniędzy swoim przyjaciołom?

Nie – odpowiedziała, – bo oni również zarobią po 30 tysięcy dolarów, o ile w pełni uwierzą w zasady obdarowywania.

Ale oni dostaną te pieniądze od swoich przyjaciół. W końcu zabraknie nam ludzi i ostatni, którzy do tego przystąpią, stracą po 10 000 dolarów. W gruncie rzeczy odbierasz im te pieniądze, kradniesz im je, mówiąc w tym celu o obdarowywaniu.

Zdziwicie się być może, słysząc, że ta pani nigdy więcej się do mnie nie odezwała. Jej oburzenie i zaprzeczanie odzwierciedlają podobne zachowania beneficjentów gospodarki pieniężnej traktowanej jako całość, która wykazuje strukturalne podobieństwo do tej piramidy finansowej. Aby to dostrzec, wyobraźcie sobie, że każde wpisowe o wartości 10 000 dolarów zostało stworzone jako oprocentowany dług (którym de facto jest). Musicie sprowadzić za sobą więcej ludzi, bo w przeciwnym razie stracicie waszą własność. Jedynym sposobem w jaki ci “na dole” mogą uniknąć ubóstwa, jest znalezienie kolejnych ludzi i wciągnięcie ich do gospodarki pieniężnej, na przykład poprzez kolonizację – eee… chciałem powiedzieć “otwarcie nowych rynków na wolny handel” – oraz przez wzrost gospodarczy, czyli przekształcanie w pieniądz relacji, kultury, przyrody i tak dalej. To opóźnia nieuniknione, a nieuniknione – nasilająca się polaryzacja bogactwa – wystawia swój szpetny łeb za każdym razem, kiedy wzrost spowalnia. Ludzie, którzy pozostali z torbą długu, nie mają sposobu, żeby go spłacić – nie ma już innych, od których mogliby wziąć pieniądze, ani niczego, co by można przekształcić w nowy pieniądz. I właśnie to, jak zobaczymy, jest źródłem gospodarczego, społecznego i ekologicznego kryzysu, przed którym stoi dziś nasza cywilizacja.

 

Tłumaczenie: Roman Palewicz

 

i Celowo pominąłem takie kwestie, jak minimalna rezerwa obowiązkowa, zapotrzebowanie na kapitał itd., które ograniczają zdolność banku do rozszerzania pożyczek, ponieważ nie są one bezpośrednio związane z tematem tego rozdziału.

ii Prawdę mówiąc, odbywa się ich zawoalowany powrót w niektórych stanach USA, gdzie ludzie są zamykani za niestawiennictwo do sądów w sprawach o niespłacanie długów. Patrz White, “America’s New Debtor Prison” (Nowe więzienia dla dłużników w Ameryce).

iii Nawet kiedy już stało się jasne, że te oparte na długu środki trwałe to śmieci, i długi nigdy nie zostaną spłacone, władze robią co mogą, żeby ukryć ten fakt i zachować ich pozorną wartość.

iv W rzeczywistości odsetki nie mają żadnych “składników” – to analityczna fikcja – ale możemy udawać, że mają. Większość autorytetów wymienia tylko trzy lub pięć składników odsetek. Nie będę tu przedstawiał definicji – możecie poszukać ich sobie sami – z wyjątkiem najważniejszej, premii za zerowe ryzyko. Jest to równoważnik stawki za krótkoterminowe papiery wartościowe rządu USA, które zasadniczo przedstawiają zerowe ryzyko i pełną płynność. Ktoś może powiedzieć, że ryzyko występuje także i tutaj, ale jeśli sprawy dojdą do punktu, w którym rząd USA nie będzie mógł drukować pieniędzy, to żadne aktywa nie będą bezpieczne.

v Nową metodą utrzymywania oprocentowania powyżej wzrostu, jest możliwość oprocentowania bankowych rezerw, jaką od niedawna ma Fed. Choć obecnie te odsetki są bliskie zeru, Fed planuje je podnieść, kiedy gospodarka zacznie wzrastać [patrz np. Keister i McAndrews, “Why Are Banks Holding So Many Excess Reserves?” (Dlaczego banki zatrzymują tak wiele nadmiernych rezerw?)] Dzięki temu każdy nowy majątek, wytworzony przez wzrost gospodarczy trafi do banków i akcjonariuszy, którzy skorzystają z możliwości posiadanych przez Fed.

vi Sytuacja bardzo się pogorszyła w ostatnich latach, wraz z rozszerzeniem kategorii wolnych od ryzyka inwestycji na wszelkiej maści finansowe śmieci, które rząd postanowił poprzeć. Zapewniając wypłacalność instytucji finansowych, które podejmują ryzyko, oraz płynność ich finansowych ofert, rząd w praktyce zwiększył wolne od ryzyka nagrody za posiadanie pieniędzy i nasilił koncentrację bogactwa. Oprocentowanie funduszy Fedu nie jest już punktem odniesienia dla wolnych od ryzyka odsetek. Koncepcja moralnego hazardu, która pojawiła się w kontekście instytucji finansowych “zbyt wielkich, by mogły upaść” nie jest tylko kwestią moralną. Gdy ryzykowne, wysoko oprocentowane zakłady nie niosą właściwie ryzyka, wtedy ci, którzy mają pieniądze, by obstawiać takie zakłady, będą powiększać swój majątek znacznie szybciej niż wszyscy inni (a także ich kosztem). Moralny hazard jest skrótem na określenie koncentracji bogactwa.

vii Argumenty konserwatystów, iż oddawanie pieniędzy w ręce bogatych pobudza inwestycje i zwiększa ilość pieniędzy oraz bogactwa dla wszystkich, można uznać tylko wtedy, gdy zwrot z kapitału przewyższa dominujące oprocentowanie wolnych od ryzyka inwestycji finansowych. Jak dowodzi niepohamowana koncentracja bogactwa przy braku redystrybucji, taka sytuacja jest rzadka, i będzie coraz rzadsza, albo zupełnie zaniknie, w miarę jak będziemy się zbliżać do granic wzrostu.

viii Co więcej, niektóre formy długów, takie jak pożyczki studenckie i długi podatkowe, nie mogą zostać odrzucone poprzez bankructwo.

ix O tym, że coś takiego się rozpoczyna świadczy amerykański kryzys z dokumentacją hipoteczną z 2010 roku, w ramach którego zakwestionowano sieć uzgodnień stanowiących hipotekę. Hipoteki zostały rozbite na tak wiele elementów, że trudno było dowieść kto właściwie jest właścicielem nieruchomości. Zbiór umów, praw, przepisów i praktyk dokumentacyjnych zaczął się zapadać pod ciężarem własnej złożoności.

x Nie jest przypadkiem, że polityka Banku Światowego dopuszcza pożyczki rolnicze tylko w celu rozwoju upraw eksportowych. To, co jest konsumowane w kraju, nie generuje wymiany zagranicznej, obsługującej te pożyczki.

xi Od czasu, kiedy to napisałem, zagraniczny dług Haiti został anulowany przez świat, pełen współczucia dla ciężkiej sytuacji po trzęsieniu ziemi. Teraz Haiti ma neutralne dochody i środki trwałe – mogące stać się idealnym zabezpieczeniem nowych długów.

xii Co więcej, wiele pożyczek ma dziś zmienne oprocentowanie, często powiązane z inflacją (istnieją dziś nawet indeksowane inflacyjnie obligacje skarbowe).

xiii Ekonomiści próbuja rozwiązać to zagadnienie poprzez koncepcję “prędkości pieniądza”. Jak dowodzi dodatek, rozróżnienie pomiędzy zasobami pieniądza a prędkością pieniądza, nie wytrzymuje dokładniejszej analizy.

xiv Istnieją także inne negatywne efekty inflacji, takie jak “koszty menu” (wynikające z konieczności ciągłej zmiany cen), trudności z księgowaniem itp. W przypadku bardzo wysokiej inflacji – powyżej kosztów magazynowania – może to prowadzić do gromadzenia. Takie okoliczności odgrywają rolę w wizjach systemów pieniężnych o ujemnym oprocentowaniu.

xv Jedynym rodzajem inflacji, która nie wynika z redystrybucji bogactwa, są niedobory towarów wynikające z wojny lub embarga. W takim przypadku, prowadzącym czasem do hiperinflacji, nie ma efektu równoważenia, gdyż bogaci po prostu gromadzą towary odporne na inflację.

Leave a Reply